15 listopada 2015

Najdłuższy Epilog Świata cz. V

Cześć.
Ostatnio nie było notki, bo mi się nie chciało jej pisać.
Sorry.
Zastanawiam się, jak wam się spodoba ten rozdział Córki Wojny. Jest dość ciekawy, przynajmniej według mnie.
Ale nie mnie to oceniać, tylko wam! W komentarzach!  Bo wiecie, to jest dokładnie 30 post na blogu. Co wy na propozycję, by pobić rekord opinii pod rozdziałem?
Bo ja jestem wielką entuzjastką.
To tyle, co chciała wam powiedzieć (czyli nic poza błaganiem o komentarze, które naprawdę dają ogromny zastrzyk weny).

 Okej

҉
Cholera. Cholera, cholera, cholera!
Jestem Aresiątkiem.
No wprost bosko!
Nie no, cudownie!
Zamiast myśleć o tym, że nareszcie zostałam uznana, że to super, myślałam jedynie o moim drzewie genealogicznym.
Zajebiście. Jestem spokrewniona z Fatt. A generał George był moim bratem. Bogowie strachu i paniki to moje nieśmiertelne rodzeństwo.
Co więcej, Pan D. jest moim stryjem, zresztą tak jak Apollo, Hermes i Hefajstos. Artemida to moja ciocia. Zeus jest moim dziadkiem, a Hera babcią.
No wprost zajebiście!
Nie muszę wspominać chyba, że Clarisse to moja siostra, a te osiłki na trybunach, co się uśmiechają idiotycznie to moi bracia.
Dodatkowo Oliwer to mój kuzyn. A Pan-nie-umiem-po(d)rywać-dziewczynek to syn córki dziadka mojego dziadka.
Mam dobry pomysł. Nie myśl teraz o tym, bo dojdziesz do tego, że Kronos to twój pradziadek…
Kronos. To. Mój. Pradziadek.
Jak ja się z tym czuję? Chciałabym móc powiedzieć, że myślałam jakoś tak, że wolałabym być jakąś małą córeczką Eris albo Hekate. Moim jedynym zmartwieniem byłoby to, że byłabym „starsza” w genealogii od Zeusa i nawet Kronosa… choć nie. Po dłuższym zastanowieniu jednak nie wolałabym. Choć wiecie co? Chciałabym być córką Nyx…
Ale tak na serio, to wszystko we mnie krzyczało: Dlaczego ja!? Jestem za młoda, za mało stosująca przemoc, zbyt zadżemiasta, by być córką jakiegoś tam Aresa!
Ręce mi opadły, a wraz z nimi włócznia, którą do tej pory próbowałam poderżnąć Clarisse gardło.
Przełknęłam ślinę i błyskotliwie stwierdziłam fakt:
- Eeee… czyli jestem córką Aresa, tak?
- Nie, do cholery, Tarota! – odpowiedziała mi z uśmiechem na ustach Clarisse.
Ciekawe. Jeszcze przed chwilą groziłam jej poderżnięciem gardła, a ona się szczerzy jakby zobaczyła jednorożca rzygającego tęczą.
- Wiedziałam – szepnęła tak cicho, że tylko ja ją usłyszałam. Chwilę potem zmienia wyraz swojej twarzy i wydarła się na domek Hermesa. – Koniec zajęć! Zmiatać do swojego domku pozbierać to, co wam jeszcze z honoru pozostało!
Hermesiątkom nie trzeba była dwa razy powtarzać. Rozbiegły się w kierunku najbliższych wyjść, a wśród nich panowało poruszenie. Byłam jednak pewna, że zamiast ratować swój honor, rozpoczną plotkowanie na mój temat.
Kiedy na arenie pozostałyśmy tylko ja i Clarisse (naszych braci też wywaliła), moja towarzyszka się odezwała.
- Zarąbiście! – Jej twarz była o wiele bardziej pogodna bez obecności osób postronnych. Nawet… ładna. – Nareszcie mam siostrę! No wprost zajebiście!
Mów za siebie.
N i g d y   nie sądziłam, że będę mieć siostrę, a co dopiero dużo starszą, wysoką, umięśnioną i… dyktatorską. No ej.
- Eeee… fajnie? – Byłam zbyt oszołomiona, by mózg i język miały jakiekolwiek połączenie.
- Fajnie? To mało powiedziane. Czy ty sobie w ogóle wyobrażasz, jak to jest mieć siedmiu braci, mieszkać z nimi w jednym domku, oglądać ciągle ich bójki i znosić towarzystwo? A do tego jeszcze nie mieć za bardzo z kim pogadać, bo jest się najstarszą z nich i do tego uważaną przez wszystkich za młodocianego dyktatora? Dodatkowo być jeszcze zagrożonym ze strony rodzeństwa, że w każdej chwili będą chcieli obalić cię, bo jesteś w mniejszości i musieć utrzymywać swoją pozycje będąc surowym? Czy ty w ogóle zdajesz sobie z tego sprawę?
Jak się nad tym zastanowić, to rzeczywiście miała przerąbane.
- Szczerze mówiąc, to jestem… byłam jedynaczką przez całe życie, więc nie zdaję sobie z tego sprawy.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwała Clarisse.
- Doskonale cię rozumiem. To jest dla ciebie szok. Myślałaś pewnie, a nawet miałaś nadzieję, że będzie to jakiś pomniejszy bóg, a nie bóg wojny. Ja też tak miałam. Zdaję sobie sprawę, że Ares jest najmniej lubianym z bogów, a ty też go raczej nie uwielbiasz. Ale przyzwyczaisz się. Każdy się z czasem przyzwyczaja.
Patrzyłam się chwilę na nią. Nigdy nie sądziłam, że dziewczyna, w którą jeszcze wczoraj rzucałam jedzeniem jest tak naprawdę taka… ludzka. Przeżyła pewnie to samo. Pomimo wszystko nie chciałam być jej siostrą. Nie chciałam przeprowadzać się do czerwonego domku pełnego mięśniaków. Nie chciałam mówić, że jestem córka Aresa. Nie chciałam… po prostu. Zbyt wiele złego doświadczyłam od Aresa, by teraz być dumnym ze swojego pochodzenia.
- Chcesz, żebym cię zaprowadziła do domku? – spytała Clarisse.
- Nie. Znam drogę. Ale dzięki… - urwałam. Nie wiedziałam jak dokończyć myśl.
- Okej. To ja lecę do siebie. Daj znać, jak będziesz czegoś potrzebować. – I odeszła.
Zostałam sama. Nikt mnie nie widział. Nikt nie obserwował. Przestali mnie otaczać ludzie.
Nareszcie.
Poczułam, że pieką mnie oczy. Nie miałam zamiaru płakać, ale wybór nie należał do mnie. Chciałam być daleko stąd. Gdziekolwiek.
I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od rozwiązanych sznurówek.
A pani w przedszkolu mówiła – wiąż buty, bo coś ci się stanie.
Nie ma pewnie nawet pojęcia, jak wiele się stało.
Całe moje życie zostało pomieszane tak, jakby ktoś wsadził je do miksera i porządnie zmiksował.

Pół godziny potem siedziałam na klifie. Tak, klifie.
Jeżeli ktokolwiek pomyślał, że byłam na tyle głupia, by chcieć z niego skoczyć, tylko dlatego, że nie podoba mi się tatulek, to się myli. Nie jestem aż taką debilką, by chcieć zakończyć mój jakże do tej pory owocny żywot.
Klify w Obozie Herosów noszą jedynie taką nazwę. Nie są ogromne, nie są nawet duże. Są to raczej gwałtownie ucięte przez morze pagórki, nie wyższe niż przeciętne drzewo.
Siedziałam tam, bo mało osób się tam zapuszczało. Trzeba było przejść wpierw przez kolczaste krzewy, albo przejść plażą. Dodatkowo nie było tu zbyt wiele rzeczy do roboty, więc dzieci z ADHD nie czuły się tutaj odpowiednio.
Miejsce w sam raz dla użalającej się nad sobą mnie.
Słyszałam szum wody. Nade mną latały ptaki. Po niebie płynęły chmury, a słońce było wprost nieprzyzwoicie ciepłe i jasne.
I jak tu cierpieć w takim otoczeniu?!
Zaczęłam rwać źdźbła trawy, porastającej obficie klif. Splatałam je w warkoczyki, wiązałam gniazdka. Nie byłam w stanie przestać tego robić, odwracało to moje myśli od tego, co się niedawno wydarzyło.
Nagle usłyszałam kroki. Nie było to trudne, zważywszy na ilość przekleństw rzucanych przy każdym z nich. Zbliżająca się do mnie osoba wybrała najwyraźniej bardziej bolesną ścieżkę prowadzącą do klifów.
Idiota.
Odwróciłam się i zobaczyłam znajomą blondwłosą głowę. Chłopak uśmiechnął się do mnie szelmowsko, co wyglądało dość zabawnie biorąc pod uwagę gałązkę we włosach.
- Cześć! Jak się miewasz? – spytał się, próbując wyplatać pomarańczową koszulkę z licznych trzymających ją gałązek.
- Lepiej niż ty. Po jaką cholerę leziesz przez te krzewy? Plażą jest wygodniej.
- Rzeczywiście. Problem polega na tym, że zorientowałem się o tym gdy przedzierałem się przez te tutaj. – Oliwer wskazał palcem na wyjątkowo grubą gałązkę nadal kurczowo trzymającą się jego bluzki. – Czemu nie chce się to odczepić?!
- Może dlatego że ciągniesz, a nie zdejmujesz po kolei z kolców.
- Może rzeczywiście masz rację. – Chłopak spróbował zaproponowanego przeze mnie sposobu i, nareszcie, udało mu się uwolnić.
- Co ty tu robisz?
- Dobre pytanie. Postanowiłem cię znaleźć i ci pogratulować uznania… ale widząc po twojej minie nie jesteś zachwycona nową rodziną.
- A jak mogłabym być zachwycona? – odparłam, patrząc się ciągle na gałązkę w jego włosach. Ciekawe, kiedy się zorientuję, że tam jest. – Moim ojcem jest bóg wojny! To sprawia, że połowa obozu zacznie mnie traktować z dystansem, bojąc się, czy przypadkiem nie opowiem czegoś Clarisse i ona nie przyjdzie nie nabije go na pal.
- Kiedy tak to przedstawiasz…
- Och nie przerywaj mi! Jestem w trakcie monologu. W każdym bądź razie wszyscy zaczną się mnie bać i nie będę mogła normalnie spędzać tu czasu, bo jak tylko podejdę wszystkie rozmowy ucichną! A już zaczynało mi się tu podobać…
- Stop, stop, stop! Pozwól, że ci przerwę. Powiedziałaś, że wszyscy będą się ciebie bać? Serio? – Parsknął śmiechem i zaczął się tarzać po  trawie (która była zdecydowanie krótsza niż zanim tu przyszłam).
- A co, twierdzisz, że nie jestem przerażająca? – spytałam żartobliwie.
- Ani trochę. Prędzej zabawna.
- Ja jestem zabawna? No proszę cię bardzo. Do córki Wojny tak mówisz? A co jak przyjdę z Clarisse? – droczyłam się z nim. Jego obecność pozwoliła spojrzeć mi na wszystko z innej strony.
- Clarisse miała już dość okazji by zbić mnie na kwaśne jabłko, co wykorzystała.
- Serio?
- No. W bitwie o sztandar.
- Ojej. Biedny, mały chłopiec dostał lanie.
- Ojej. Biedna, mała dziewczynka cierpi, bo jej tatuś się do niej przyznał.
- Przegiąłeś.
- Ojej. Biedna, mała dziewczynka boi się, że nikt nie będzie jej lubić.
- Oj, przegiąłeś.
- Ojej. Biedna, mała dziewczy… - urwał, widząc moją minę.
Nie chodzi o to, że chciałam go zabić spojrzeniem. Po prostu nie podobało mi się to, że odkrył, dlaczego boję się być córką Aresa. Rzeczywiście, bałam się tego, że nie będę mieć przyjaciół. Gdybym pozostała nie uznana nikt nie byłby wobec mnie wrogo nastawiony, może poza Clarisse. A jak zostałam uznana, to wszyscy są do mnie wrogo nastawieni, znów wykluczając Clarisse.
I Oliwera, który najwyraźniej miał w nosie moje pochodzenie.
- Ja nigdy nie chciałam. Wolałabym… Nie wiem, co bym wolała, ale nie to.
- Dziwna jesteś. Normalnie półbogowie skaczą z radości na wieść o tym, że są uznani. A ty…
- Ale… Ares? Czemu on?!
- Pytanie brzmi, czemu się tym aż tak przejmujesz. To cię przecież w ogóle nie zmieni. Jesteś, jaka jesteś i taka pozostaniesz. Dziwna.
- Nie mów tak! A może mi się zrobiło przykro?
Chłopak uśmiechnął się.
- Taaak... A może mnie boli?
- Co?
- Sam nie wiem. Ale serio coś mnie boli. Chyba parę z tych głupich kolców zostało w ubraniu. Będę się musiał przebrać.
- Jak już poruszyłeś ten temat, to chcę ci coś powiedzieć.
Chłopak pochylił się do mnie z dwuznacznym uśmiechem.
- Masz gałązkę we włosach. Dużą. Zastanawiałam się, kiedy się zorientujesz.


3 komentarze:

  1. Czyta się lekko i przyjemnie. Choć czytając nie zawsze ogarniam o co chodzi bohaterce... Nie mniej jednak czekam na kolejne rodziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę na twojego bloga, widzę nowy post... a tu "Najdłuższy epilog świata" (nawiasem strasznie mnie wkurza ten tytuł. Nie dało się "Córka Wojny 2"?) Oczywiście podoba mi się, ale ja tu czekam na wywiad!
    Drugą rzeczą jest to, że za bardzo nie mam tu czego komentować. To opowiadanie po prostu gorzej mi się czyta. A może to moja wrodzona niechęć do Aresa i jego pociech (serio, nie lubiłam go nawet zanim przeczytałam Riordana)
    To w ogóle jest dziwne, bo chociaż ubóstwiam IŚ, to nie lubię za bardzo do nich fanfiction.
    A ff do PJ i OH zwykle wielbię (czasem jest nawet lepsze od oryginału. Przykład - nasza ukochana Fielga)
    Jak już jestem przy fanfiction, to mam dla ciebie propozycję. Może wysłałabyś to opko na RickRiordan.pl? Dla ciebie to zawsze ze dwa komentarze więcej, a blog przechodzi kryzys i przydałyby się nowe twarze.
    Wracając na właściwe tory: Bardzo lubię Stephen. Kurczę, dziewczyno ty masz talent do stwarzania postaci! Obie główne bohaterki wyszły ci rewelacyjnie.
    Dobra, trochę się dzisiaj rozpisałam nie na temat, o opku za dużo nie powiedziałam. Ale mam nadzieję, że docenisz szczere chęci. Pozdrawiam i czekam na kolejne części.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Uzależniłam się. Siemek.

    OdpowiedzUsuń