-
O cholera – wrzasnął Jacob, gdy na chwilę odwrócił głowę. – Już za nami!
Odwróciłam
się i też miałam ochotę przekląć, znacznie gorzej niż chłopak.
Już
widać było pierwszą linię przewracających się drzew.
Pamiętam,
jak gdy w dystrykcie, gdy ścinaliśmy drzewa, jedno spadło na takiego jednego
faceta. Zginął na miejscu, przygnieciony przez pień. Wówczas drzewo nie było
szczególnie duże, ale te tutaj…
Po
raz pierwszy odkąd byłam na arenie czułam taki strach, że w moich żyłach
krążyła czysta adrenalina.
Biegliśmy
dalej, tyle, że teraz nie za rękę. Każde dbało o siebie, choć nie mieliśmy
ochoty oglądać śmierci siebie nawzajem.
Nie
wiem, dlaczego, ale zaczęłam wyprzedzać chłopaka. Może dlatego, że byłam
wyspana, może dlatego, że po prostu szybsza, ale straciłam go z oczu.
I
zbyt bałam się spojrzeć za siebie, by nie ujrzeć krwi wypływającej spod grubego
pnia.
I
wtedy usłyszałam kolejny huk. Zbyt blisko mnie.
Odwróciłam
się i zobaczyłam, że jedna z koron o włos mnie nie musnęła. Natychmiast
przystanęłam i rozejrzałam się wokół siebie.
I
ujrzałam jego.
I
drzewo.
Przechylające
się dokładnie w stronę, w której on stał i dyszał.
A
on nie widział drzewa, bo stał dokładnie tyłem do niego.
Miał
jednak szansę uciec.
-
JACOB!!! – wrzasnęłam, niewiele myśląc.
Miałam
lekko schrypnięty głos i wprost niewiarygodnie piękny. Niski, ale dziewczęcy.
Mocny, bardzo głośny.
Właśnie
coś powiedziałam.
Umiałam
mówić.
Wówczas
jednak nie to było moim zmartwieniem, ale drzewa, spadające na mnie z każdej
strony.
I
Jacob.
Podniósł
głowę.
Z
dezorientacją spojrzał na walący się w jego kierunku pień.
Nie
zdążył.
Grube
cielsko rośliny przygniotło go do ziemi.
Stanęłam.
Moje
serce przestało bić, a płuca oddychać.
Powoli,
ale nieubłaganie, spod pnia wypłynęła strużka szkarłatnej krwi.
A ja usłyszałam przeszywający powietrze huk armaty.
Jacob
nie żył.
W
jednej chwili zniknął z tego świata, doświadczając bólu łamiących się
wszystkich kości pod naporem drewna.
Umarł.
Nie
ma go.
Stałam
jak zamurowana, dopóki nie otrzeźwił mnie hałas i ból w nodze.
Upadłam.
Ból
był tak straszny, że mnie zamroczyło. Mój umysł ledwie rejestrował jakiekolwiek
fakty.
Był
tylko ból.
Tak
straszny, że nie byłam wstanie myśleć.
Gdy
jednak zamknęłam oczy, widziałam tę stróżkę krwi.
҉
Jacob!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMamy głos, mamy głos, tralalalalaaaaaaa...
Odwala mi, to pewnie przez tą czekoladę... Krótko trochę, ale cóż...
Weny
Pozdrawiam RosalieIris 😊
No normalnie świetny! Szkoda tylko, że krótki, no ale trudno! Życzę weny I pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Nika
O nieee, nie Jacob! Polubiłam go ��
OdpowiedzUsuń