25 kwietnia 2015

Córka Wojny: Okay? Okay.

Nie, to nie jest rozdział!
Tak, to jest opowiadanie!
Nie, nie ma ono nic wspólnego z „Gwiazd naszych wina”!
Opowiadanie to napisałam sama-nie-wiem-kiedy, jakieś 2-3 tygodnie temu. Raczej nie ma ono głównego wątku. Równie dobrze może być początkiem jakiegoś dłuższego cyklu, ale na razie nie mam pojęcia o czym miałby on być, więc wstawiam takie oto coś. Wydaje mi się, że jest raczej lekkie, nie doszukujcie się w nim jakiejś głębi.
Miłego czytania

Okej

҉ 

Miałam to wielkie szczęście, że wyszłam z klasy ostatnia, gdyż musiałam posprzątać bałagan z bitwy na papierki. Oczywiście nie z mojej winy, tak? Zdarzyło się tak dlatego, że pani Nauczycielka (tak, to jej nazwisko) nie dopuszczała do siebie myśli, że owy niebieskooki blondyn w ławce obok zawinił. Nie pomagał również fakt, że owy blondyn imieniem Sebastian był ulubieńcem Nauczycielki, więc pomimo moich licznych protestów zbierałam papierowe kuleczki (które on tak bardzo długo robił) przeklinając w myślach cały świat.
Toteż gdy stanęłam szczycie schodów jęknęłam. Trzeba wspomnieć, że nie zdarzyło się to ot tak, bo lubię jęczeć. Nie, nie, powód był. Otóż schody były niezmiernie zatłoczone. Szybko zrozumiałam, że za Chiny i maliny nie zdążę na następną lekcję. Nie, żeby mnie to szczególnie martwiło, owszem, zajęcia mogę stracić, ale spóźnienie ma również to do siebie, że wszystkie ławki prócz pierwszej są już zajęte (wiem, bo zdarzyło już mi się spóźnić).
Tak więc pomimo mojego wcześniejszego stwierdzenia zaczęłam przepychać się pomiędzy schodzącymi uczniami.
Kiedy byłam już w połowie schodów, natrafiłam na tzw. Przeklętych, czyli na grupę kolegów i koleżanek idących w zwartym szeregu i skutecznie tamujących schody. Szłam więc tuż za nimi próbując trafić na moment, w którym zwarta ściana ramion na chwilę ukaże przejście.
W pewnym momencie nastąpiłam sobie na sznurówkę, co równało się rozwiązaniu buta. A, jak to bywa w tłumie, miejsca do jego zawiązania nie było. Więc teraz szłam nie tylko wypatrując przerwy, ale i miejsca do zawiązania sznurowadeł.
Nagle zobaczyłam korytarz, nie tak zaludniony jak inne, czyli idealny do chwilowego przystanięcia. Była to chwila nieuwagi z mojej strony, ale wystarczyła, by brunet przede mną się zatrzymał. Oczywiście (znając moje szczęście) zobaczyłam to niemal w ostatniej chwili. Raptownie zatrzymałam się, co poskutkowało stanięciem sobie na sznurowadło. Nie zauważyłam tego, rzecz jasna. Chłopak przede mną zrobił krok w tył i ja też spróbowałam, jednak z marnym skutkiem, bo zrobiłam to nogą z rozwiązanym trampkiem, więc straciłam równowagę. Może i udałoby mi się ją odzyskać, gdyby szanowny pan przede mną nie postanowił cofnąć się jeszcze o krok. Runęłam jak długa na schody i potoczyłam się o parę stopni w dół, omal nie przewracając chłopaka przede mną.
Dopiero wtedy mnie zauważył. Wiem, że białe włosy rzucają się w oczy, ale najwyraźniej żeby zwrócić uwagę tego dżentelmena należy się wyglebać na schodach.
Chłopak by przystojny (a jakżeby inaczej?!), ale wtedy mało mnie to obchodziło. Spojrzałam się na niego nienawistnym wzrokiem. W końcu to ON sprawił, że się przed NIM wywaliłam (W sensie ciacho sprawiło, że się przed tym samym ciachem wyrżnęłam).
Wracając do niego. Miał czarne, ciut przydługie włosy i niewiarygodnie niebieskie oczy. Spokojnie można by go sobie wyobrazić, jak z szatańskim uśmiechem obsmarowuje biurko nauczyciela klejem.
Teraz jednak minę miał lekko zatroskaną, gdyż patrzył na niewiarygodnie atrakcyjną dziewczynę (ja i ta moja skromność) leżącą mu u stóp. Spojrzał mi w oczy (boższ, jakie one są niebieskie!) i wyciągnął rękę by pomóc wstać. Zignorowałam go. Powoli dźwignęłam się z ziemi, ale (ku mojej rozpaczy) sznurowadło nadal było rozwiązane, a ja z powrotem runęłam jak długa.
Do przodu.
Gdzie stał chłopak.
Niczym jakaś królewna wpadłam w jego ramiona, a on, doskonale spisując się w roli księcia, dzielnie złapał mnie w objęcia i przytrzymał, dopóki znów nie stanęłam na nogach. Jego koledzy przyglądali się tej scenie z głupawymi uśmieszkami, a pod koniec usłyszałam zbiorowe „łuuuuuuuuu”. Tak, wyglądałam jak burak. Nie, nie zamieniłam się w buraka, jedynie moja twarz przybrała jego odcień. Ze złości, oczywiście.
Brunet najwyraźniej nic sobie z tego nie robił. Nie dziwię się, z pewnością codziennie łapie przypadkowe dziewczyny na schodach. Taaaa, codziennie.
- Okay? - spytał, patrząc mi w oczy.
- Taaa… Okay. - burknęłam i odwróciłam wzrok. Nie. Nie peszył mnie. Ani trochę.
Zlustrował mnie wzrokiem (wcale się nie zarumieniłam). Potem uśmiechnął się szatańsko, ukazując białe zęby (nadal się nie zarumieniłam. A nawet jeśli, to już byłam czerwona [ze złości, rzecz jasna]). Odwróciłam się zdenerwowana i zbiegłam po schodach, co jakiś czas potykając się o wciąż niezawiązane sznurówki.
W chłopaku było jednak coś niepokojącego. Nigdy wcześniej go nie widziałam...

3 komentarze:

  1. Witaj kochana! :))
    Dziękuję za komentarz na moim blogu! :))
    Myślałam, że zastanę drugi rozdział, ale ta niespodzianka była bardzo miła... :) Uśmiałam się jak małe dziecko, gdy "księżniczka" wpadła w ramiona "księcia" hahah :D Naprawdę świetny, zabawny wstęp do czegoś ineresującego. (wiem, że wychylam się na przód, lecz nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej :D). Główna bohaterka najwidoczniej ma charakterek, a ja takie UBÓSTWIAM! :D Rozumiem, że między nią, a tajemniczym brunetem wydarzy się coś więcej... Czekam na to z zapartym tchem! ;)
    Pozdrawiam gorąco i życzę wytrwałości w pisaniu! :)) :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj!
      Wiem, ogólnie opowiadanie miało być zabawne XD. Dodatkowo to opowiadanie napisałam na podstawie własnych doświadczeń (O tyle własnych, o ile. U mnie jak się na niego wyrżnęłam wrzasnął coś typu 'łapy przy sobie' i ponownie zwalił mnie na ziemię... tsssa moje doświadczenie było bardziej realistyczne XD.). Zastanawiałam się, co dalej z tym zrobić, ale, jak wcześniej napisałam, do głowy nic mi nie wpadło.
      Następny rozdział 1 maja.
      Wytrwałości dodają mi takie komentarze XD.
      Okej

      Usuń
  2. Ze zniecierpliwieniem będę oczekiwać kolejnych części, twojego NIESAMOWITEGO, BOSKIEGO opowiadanka!!! Przesyłam Esie! Ami ;)

    OdpowiedzUsuń