Oriane, bo tak nazywała się
nasza mentorka, zaproponowała, by zobaczyć dożynki w innych dystryktach. Nie
była szczególnie zadowolona z tego pomysłu, ale usiadłam przed telewizorem,
który włączył się na polecenie Mery. Jakby na zawołanie pokazało się godło
Kapitolu, a chwilę potem studio, w którym siedział Duet, osoba, którą na pewno zobaczę
jeszcze parę razy.
Był czarnoskóry. Miał
ogoloną głowę, którą w wielu miejscach zdobiły złote tatuaże i złoty garnitur,
podkreślający złote oczy. Białe zęby oślepiały, a twarz z pewnością przeszła
wiele zabiegów upiększających. Esencja Kapitolu.
- Witam wszystkich bardzo
serdecznie! Dzień jest piękny, czyż nie? W sam raz na dożynki! Kiedy już o tym
mowa… oto tegoroczni trybuci! - uwielbiam go. Naprawdę. Słońce świeci, ani
jednej chmury… w sam raz na dożynki. Boski jest. Już lubię gościa.
Na ekran wsunął się obraz dożynek w pierwszym
dystrykcie. Uważnie patrzyłam na umięśnionego bruneta i blondynkę o wyniosłej
twarzy, którzy z minami zwycięzców sami zgłosili się do zawodów, w których
stawką jest życie.
W drugim dystrykcie łysy i
bardzo dobrze zbudowany chłopak został wylosowany, jednak nie tak jak wszyscy.
Zgłosił się na równi z innym gościem, więc trzeba ich było rozsądzić. Jego
partnerką, wylosowaną, była niejaka Eona. Miała czarne, zadbane włosy do pasa i
grzywkę sięgającą do brwi.
W trzecim dystrykcie wybrany
został dwunastoletni chłopiec, z którego bez namysłu zgłosił się ciemny, czarnowłosy
brat bez jednej ręki i dziewczyna, która wyglądała na jego o dwa lata młodszą
siostrę.
W czwartym dystrykcie
wybrana została niebieskooka para, która najwyraźniej żywiła do siebie ciepłe
uczucia. Byli piękni. Blond włosy, idealne rysy twarzy. Miss Czwórki i jej
partner.
Z kolejnych dystryktów
zapamiętałam jedynie chłopca w moim wieku, którego brat zginął na poprzednich
igrzyskach, bardzo wysoką, jasnowłosą
dziewczynę, córkę burmistrza, który oszalał kiedy usłyszał jej imię i pulchną
dziewczynę z dziesiątki posiadającą burzę czarnych loków na głowie. Wszystkich było
dwadzieścioro dwoje, nie licząc mnie i Vina, więc oglądając smutne i wesołe
twarze nie byłabym w stanie dopasować ich potem do imion. Wesołe? No tak, większość
wyglądała na zdruzgotanych wieścią o bliskiej śmierci, ale niektórzy zawodowcy
wyglądali wręcz na szczęśliwych.
Po zakończonym seansie
wszyscy gdzieś się rozeszli, a ja zostałam na kanapie i patrzyłam się na pusty
ekran. Przed chwilą widziałam ludzi, dzieci,
którzy tak jak ja zginą w najbliższych dniach. Zapewne wielu pozabija się
nawzajem z zimną krwią, lub umrą zabici przez arenę, a tylko jedno z nich
dostąpi zaszczytu wiecznej chwały i bogactwa. I jakim cudem mam to być ja? Jestem
przecież najmłodsza albo najbardziej bezbronna z nich wszystkich. Wiele z tych
morderstw sama pewnie zobaczę. Albo
popełnię. Przywołując wizję taty i mamy, zastanowiłam się ponownie, czy
warto? Czy warto żyć… żyć z tym. Z tą świadomością…
Widziałam na pustym, czarnym
ekranie rodziny wylosowanych i zastanowiłam się, czy chcę, by ci ludzie
nienawidzili mnie za zabicie ich brata, siostry, syna, córki? Tylko, że ja nie
byłabym w stanie zabić. Tylko, czy wielu
teraz sobie tak nie myśli? Czy nie
obiecują sobie, że nie zabiją, a potem, jak przyjdzie co do czego, to zwolnią
cięciwę, puszczając strzałę wycelowaną w osobę stojącą przed nimi?
Przypominając sobie obraz osób
wylosowanych na dożynkach, zastanowiłam się, czy któryś z nich nie zostanie
zabity przeze mnie. Przez moją chęć przetrwania, którego tak bardzo pragnie
człowiek. A może uda mi się do końca pozostać człowiekiem, nie mordercą? Bo
mordercy nie są już prawdziwymi ludźmi. Twój
dziadek zabił. Czy nie był człowiekiem? Był. Więc mordercy to też ludzie, prawda? Prawda…
Ale ja nie chcę zabić. Może
wystarczy bardzo chcieć?
Przysięgłam sobie, że nie
pozbawię nikogo życia. A może przysięgłam to ojcu? Bo co jest najważniejsze?
Mam wrażenie, że nie chodziło tacie o przetrwanie za wszelką cenę, ale życie w
zgodzie z własnym sumieniem, nawet jeżeli życie nie będzie długie. Arena może
być wyzwaniem, któremu sumienie nie podoła, ale można być zwycięzcą,
niekoniecznie życia, ale życia, w
filozoficznym tego słowa znaczeniu. Mam prawo zginąć jak chcę, a ja skorzystam
z tego, zostając do końca sobą oraz pozostawiając sumienie innych spokojne,
albo spokojniejsze, bo nie będzie miało trzynastolatki z siódmego dystryktu na
sobie. Choć pewnie ledwo przeżyję minutę, nie ślizgając się na podeście.
Za oknem zrobiło się
ciemniej i pierwsze gwiazdy zaczęły migać na nieboskłonie, kiedy Mera zawołała
wszystkich do stołu, obstawionego przeróżnymi przysmakami o których nawet mi się
nie śniło. Jak uznałam, że mam zamiar zginąć na arenie, to czemu nie przeżyć
ostatnich dni jak najlepiej? Jest przysłowie, aby żyć tak, jakby każdy dzień
miałby być twoim ostatnim. A jeżeli wiesz, że te dni są ostatnie, to czemu nie
żyć, ciesząc się tymi ostatnimi? Nałożyłam sobie na talerz parę przysmaków,
między innymi sałatkę owocową, pieczeń w jakimś sosie, pomarańczowe ziemniaki i
coś, co wyglądało na owoc w sosie koperkowym. Popatrzyłam się po osobach przy
stole i poczekałam, aż zaczną jeść. Mera poleciła wszystkim ten owoc w sosie,
więc zaczęłam się go obawiać. Jak ona coś lubi, to może być niebezpieczne. Bo
co, jeśli od niego ma taką fioletową skórę?
Cóż, raz kozie śmierć,
spróbowałam. I wprost nie mogłam wyjść z podziwu, takie to było pyszne. Owoc
był słodkawy, a sos nie był koperkowy, ale miętowy, więc dopełniał smaku.
Pieczeń rozpływała się w ustach, ale pomarańczowe ziemniaki nie za bardzo mi
smakowały. Zaczęłam jeść sałatkę, która również przypadła mi do gustu. I jak ja
mam tu nienawidzić Kapitol przy takim jedzeniu? Jak? Nie da się. Jedyna prawdziwa
odpowiedź. Czemu w takim by nie przytyć przez ostatnie dni życia? Nie mam nic
do stracenia. Najwyraźniej Vin też tak uważał, bo zajadał aż mu się uszy
trzęsły. Nawet rękami. No cóż, pewnie był dobrze wychowany, ale jak ktoś przez
całe życie nie jest pewien jutra, to je póki może. Oriane tylko nic nie tknęła,
oprócz bardzo malutkich, czarnych kuleczek, które Mera nazwała kawiorem. Z
resztą, ona ciągle gadała, o wszystkim. Głównie o planach na najbliższe dni,
które oboje dobrze znaliśmy. A mnie głowa zaczynała boleć od jej ciągłego
świergotu i duchoty panującej w wagonie. Czy wszyscy z Kapitolu tacy są?
Farbują się na fioletowo, gadają, gadają i jeszcze raz gadają? Ach…
zapomniałabym o radości z igrzysk i umierania dzieci. Na tę myśl poczułam
wstręt do niego i wszystkich jego mieszkańców. Kto wymyślił ten coroczny
zwyczaj? Czy ma to być przestroga przed buntem, jak mówił burmistrz? Bunt
prędzej wybuchnie z niezadowolenia z zabijania, a nie z władzy. Czy Snow
poważnie uważa, że to powstrzyma ludzi? Przypomniałam sobie, że potrawy również
pochodzą z Kapitolu i, bardzo zła na siebie, przełknęłam kolejny kęs pieczeni.
Wstałam od stołu. Nie byłam
w stanie siedzieć i słuchać nieustającego trajkotania Mery. Po raz pierwszy
poszłam do mojego przedziału. Nie zwracałam uwagi na wystrój, jedyne na czym mi
zależało, to okno. To duże okno, zajmujące dużą część ściany. To duże okno,
zajmujące część ściany z możliwością otwarcia. Wykorzystałam tę możliwość jak
najszybciej, przekręcając specjalną klamkę i ciągnąć ją do siebie.
Owiał mnie zimny wiatr, a ja
dopiero teraz poczułam jak w wagonie było potwornie duszno. Czułam igiełki
zimna muskające moje ciało. Z początku było to przyjemne, ale potem poczułam,
że mam gęsią skórkę. Wokół pociągu była łąka. Choć było już ciemno dostrzegłam,
że mocno zarośnięta. Czyżby nie należała do żadnego dystryktu? Może byłam na
ziemi niczyjej, na której nie było ludzi. Wątpię, pewnie jest późno, a to są
pola któregoś dystryktu.
To ostatni kontakt z takim
wiatrem. Takim wiatrem. Nie nienaturalnym, wytworzonym na potrzebę areny, tylko
prawdziwym. Prawdziwym jak drzewa,
które widywałam na co dzień, prawdziwym jak ziemia, na której siadywałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Już nigdy nie
zobaczę drzew w siódemce. Nie dotknę ich kory i delikatnych liści. Nie dotknę
tej czarnej ziemi, pokrytej ściółką. Jakbym chciała móc biec przez ten pachnący
żywicą las, po tej miękkiej ziemi. Zaczęłam tęsknić do czegoś, co jest nieżywe
i na pewno za mną nie tęskni.
A gdyby tak uciec? Gdyby
teraz wyjść z pociągu i pobiec tam, na skraj łąki, gdzie rosną drzewa i wbiec
pomiędzy nie? Co może być za tym lasem? Wydawało mi się, że w poświacie
księżyca dostrzegam zarys wież. Może jest tam zamek, taki, o jakich opowiadała
mi mama, snując bajki o księżniczkach? A może warownia, gdzie kiedyś bronili
się rycerze przed napadami wrogów? Tylko, czy coś takiego w ogóle istnieje? Z
pewnością były to jedynie bajki zmyślane na potrzeby proszącego dzieciaka.
Chciałabym tam być. Być gdzieś indziej, tylko nie tutaj. I nie jechać tam,
gdzie jadę.
Godzina późna. W dystrykcie
ludzie świętują, że nie ich dzieci zostały wybrane. Tylko dwie rodziny
pogrążone są w smutku, bo wiedzą, że mogą już nie zobaczyć dzieci żywych. Drżałam
i żałowałam, że nie włożyłam nic cieplejszego. Przypomniałam sobie dzień moich
pierwszych dożynek, kiedy cały wieczór siedziałam w ramionach taty. W kominku
ogień grzał tak somo jak zwykle, a my wpatrzeni w płomienie, myśleliśmy o
nazwisku wyczytanym przez Merę i o dziewczynie, która wtedy jechała tym samym pociągiem,
którym teraz jadę ja.
҉
Witam!
Nie
przedstawię wam mojej opinii na temat tego rozdziału, bo pewnie doskonale ją
znacie. Jest może trochę zagmatwany, ale wydaje mi się, że nie jest niemożliwe
zrozumienie tego, co miałam na myśli.
Szczęśliwego
Dnia Dziecka (chylącego się ku końcowi)! Dużo prezentów… i tyle. Nie grzeszę
oryginalnością w związku z tym, ale nic innego nie przychodzi i do głowy.
Szczęścia!
Zachęcam do
zagłosowania w ankiecie!
Rozdział
dedykuję Kaszalotowi, za to, że się pytała codziennie o nowe rozdziały.
Następny
rozdział 15/16 czerwca. Zaczyna się walka o oceny, życzcie mi szczęścia!
Okej
Kochana, życzę Ci samych szósteczek na świadectwie oraz przeogromnej satysfakcji! ;)) ^^ Dziękuję również za życzenia! Wzajemnie kochana! :** :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam dożynki, a te u Ciebie były barwnie i interesująco opowiedziane! :)) Wspominałam już, że podziwiam Twój lekki, zgrabny styl? ;)) ^^ Bynajmniej nic nie było zagmatfane! Wierz mi! :D
Rozumiem postępowanie głównej bohaterki, w obliczu perspektywy śmierci również chciałabym przeżyć ostatnie dni najlepiej jak się da! ;)) Już nie mogę doczekać się rozpoczęcia Igrzysk! :))
Cudowny rozdział! :**
Życzę Ci również ogromu weny kochana! :3
Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam gorąco! ♥
Dziękuję! Mam nadzieję, że te życzenia się spełnią... potrzebne mi dobre oceny XD.
UsuńSłowo "uwielbiam" i słowo "dożynki" zazwyczaj nie chodzą ze sobą w parze... czyżbyś była z Kapitolu? (XD).
Wszystko, co opisuje tutaj główna bohaterka, jest tak naprawdę opisane z mojej perspektywy. Mam po prostu wrażenie, że w obliczu śmierci nie postępowałabym jak niektóre bohaterki innych blogów, tylko raczej tak jak Ewea.
Czasu! Wolę czas niż wenę, bo cierpię na chorobę zwaną zamałoczasuzadużowenownią! Niestety...
Okej
Ta, właśnie... Dobrych ocen i fajnych wakacji. I żeby te dni w szkole się szybko kończyły! :)
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał i czekam na następne. Chciałam również podziękować za twój komentarz u mnie, na blogu.
PS: Wychodzi mi piątka z polaka i dwója z matmy XD (dobre i tyle :P). A tobie?- to pytanko z ciekawości, nie musisz odpowiadać.
Pozdrawiam serdecznie.
Oceny są dobre, ale ja chcę celujące! XD
UsuńOpinia krótka, ale na temat. Następny post pewnie jakoś w weekend (córka wojny).
Okej
P.S. U mnie z polaka 6 i 5 z matmy (jestem wszechstronnie utalentowana, ale pan nie stawia 6 :( ). Ogólnie nie mam nic poniżej 5, ale schody zaczną się w następnych klasach...
Kajam się za tak późne pojawienie się tutaj.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że jesteś na mnie zła i wgl przyjmuję wszystko na klatę!
Jej kocham spacje!
Spacijo wyjdź za mnie! xD xD
Dobra już się ogarniam bo aż żal ściska patrząc na taki autyzm.
I ja się wybieram do liceum?
A spacija po to by wydłużyć kom. Wiesz złudzenie długości.
Ogar PaKi! Ogar!
Rozdział bardzo fajny, wiadomo te przed igrzyskami nie są takie ciekawe jak te w czasie
ale da się łyknąć.
W paru miejscach denerwowało mnie ciutkę wyrażanie się głównej bohaterki, styl w jakim ona mówi,
ale myślę, że się przyzwyczaję.
Jak jak zwykle więcej głupot i autyzmu niż konkretów.
WYbacz taka jestem, wieczorami czasami odbija mi szajba. Choć to może te śląskie powietrze?
Kto wie... Dobra zamykam jadaczke!
Pozdrawiam
PaKi
Wcale nie tak późne... Nie jest źle!
UsuńPrawda, jestem na ciebie trochę zła za tego bloga, ale z czasem mi przejdzie (już przeszło -_-)
Ja tam lubię i te przed igrzyskami, i te po. Wszystkie są fajne, ogólnie kocham igrzyska (i ja się czepiałam "uwielbiam dożynki"...)!
Dopiero się uczę pisać, mam nadzieję, że w końcu przestanę pisać tak dziecinnie jak teraz. Choć wiem, że się poprawia, bo ostatnio zobaczyłam swoje opowiadanie sprzed roku... Ile tam było błędów! Koszmar... Chociaż może kiedyś wam je pokaże. żebyście zobaczyli, że wcale nie jest tak źle, że może być gorzej...
Dobra, chyba się od ciebie zaraziłam, bo gadam trochę od rzeczy!
W każdym razie żegnam się...
Okej
P.S.
Spacja (enter)
Jest
Fajna/y
Chciałabym cię powiadomić, że już napisałam dwa nowe rozdziały. Nie żeby coś, ale... te rozdziały robią się ważne. I raczej bym nie chciała, żebyś jakiś przegapiła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS: nie mogę się doczekać następnych rozdziałów, zarówno z Igrzysk jak z tej "córki wojny"! :)
Taak nie mylisz się to naprawdę Ja, która nadrobiła Już wszystko! Czego się nie robi by się nie uczyć, prawda?
OdpowiedzUsuń*ile razy w życiu wspominałam że przejadly mi się ff a i tak to czytam dla Ciebie *
Co nie znaczy że jest źle!
Wręcz przeciwnie jest na serio dobrze.
Niby coś mi tu nie pasuje i kręce nosem
A jednocześnie nie mam pojęcia co mi nie pasuje
Na ten moment nie lubię u Ciebie tu nikogo ale trzeba być Willem Herondale'm lub Tessa Gray bym kogoś polubiła
Więc życzę Ci powodzenia w kształceniu się i byciu coraz lepsza, dużo czekolady i ogółem słodyczy bo np. Takiej mnie się skończyły. Nigdy Ci tego nie życzę! Jak najlepszych ocen, byś miała pasek i rodzice się nie czepiali ( chociaż 6 klasa to łatwo... Poczekaj na gimnazjum)
Laciata <3
Jej! udało ci się! (Czego się nie robi, by się nie uczyć - skąd ja to znam?)
UsuńRozumiem, że coś może nie pasować. Też mi się wydaje, że czegoś jest za mało, ale w końcu nadal się uczę, a żyjemy w wolnym kraju, gdzie błędy są dozwolone.
Ja z mojego opowiadania lubię parę osób. Ale z tych znanych to na razie tylko Eweę. Bo jest jeszcze Erica, Eona i Oriane (choć te imiona się przewinęły, to nie są postacie jeszcze tak znane, jak będą).
Mnie jeszcze nie skończyły się, ale niestety blisko do tego (co ja poradzę, że dzień dziecka był tydzień temu?!). Wiem, wszyscy straszą mnie gimnazjum, a ja na samą myśl się boję. takich opowieści słuchałam... O.O.
Moi rodzice często się czepiają, nawet z tymi ocenami, co mam. Ale nie uwazam, żeby to było źle. Przez to ja też więcej od siebie wymagam.
Życzę dobrych ocen i czego tam jeszcze chcesz (czyt. słodyczy)!
Okej
Póki co lubię tego chłopca co w kolejnym rozdziale zawołał ciacho.
OdpowiedzUsuńTo już czwarty rozdział, a nadal nic się nie dzieje. Póki co opisujesz nam zasady Kapitolu, itd, i to w sumie dobrze, bo ja nie czytałem Igrzysk.
Póki co ciężko mi napisać coś więcej i jakiś dłuższy komentarz, bo w rozdziale naprawdę niewiele się dzieje, a przynajmniej nic znaczącego się nie dzieje.
Masz rację. Na razie próbuję budować napięcie, w kaźdej książce początki są najnudniejsze XD.
UsuńOkej