15 czerwca 2015

Rozdział 5. Noc w Kapitolu

Zziębnięta zdecydowałam się przymknąć okno. Przymknąć. Nie zamknąć, dzięki czemu wciąż miałam niejaki dostęp do świeżego powietrza. Zapaliłam światło i dopiero teraz w pełni dostrzegłam wystrój wnętrza.
W moim przedziale była tylko różowa kanapa, różowy stół i różowy (!) regał z książkami. Przez moment aż się zdziwiłam, że Kapitol rzeczywiście ich używa. Z nudów sięgnęłam po jedną.
Opisywała życie niejakiej Gertrudy. Jakie ona miała problemy! Naprawdę! To, że sukienka nie pasuje do lakieru do paznokci albo szminki. To, że na kolację był makaron z mięsem, a nie z rybą. To, że mama nie kupiła jej nowych butów, takich samych jak wszystkie pozostałe. TO nie jest problemem! Nie rozumiem, dlaczego istnieją tak puste osoby! Mogłyby się wybrać na igrzyska! Ciekawe, czy wtedy kolor ścian w łazience byłby taki ważny! Wróciłam do lektury, ale zaraz ją znów przerwałam, bo kiedy doczytałam do jakże interesującego zadłużenia w niejakim Johnatanie i jej rozmyślaniach jak go poderwać, moja złość sięgnęła zenitu i rzuciłam książką o różową ścianę. Doskonale wiedziałam, że mama by tego nie pochwaliła. Ale mało mnie to obchodziło. W tym momencie miałam ochotę porozwalać wszystkie kapitoliańskie książki jakie wpadłyby mi w ręce. Gdyby moja mama była pisarką jej książki byłyby o niebo lepsze! Tylko, że nie! Jakieś kapitoliańskie miernoty mogą sobie pisać takie opowiastki z powodu ogromu czasu, a ona musi pracować przy obróbce papieru… a jej historie są przecież cudowne…
O czerwonym kapturku, który pokonał wilka mówiąc mu, że babcia mieszka na komisariacie, o księżniczce na ziarnku grochu, która wyjęła uciążliwe nasiono i smacznie spała, o królewnie śnieżce, która nie lubiła jabłek… wiele takich zmienionych historii, które w wykonaniu mojej mamy brzmiały jeszcze lepiej. Czemu jej przy mnie nie ma i nie może mi opowiedzieć kolejnej cudownej bajki? I, choć wiem, że jestem już dość duża, chciałabym, by miała dobre zakończenie. Czyli przeciwne do tego, jak skończy się moja „przygoda” z igrzyskami.
 Siedziałam wpatrzona w okno, a raczej w mijający za nim ciemny, nocny krajobraz i myślałam o nadchodzących dniach. Nie pogodziłam ze śmiercią, bo czego bym nie dała, aby ponownie wrócić do domu i móc ponownie żyć śmiejąc się i słuchając opowieści. Przez ostatnie dni życia zdecydowałam się utrzeć nosa Kapitolowi i pokazać im się z najlepszej strony.
Wróciłam do salonu. Sama nie wiem dlaczego, ale uznałam, że mogłabym posłuchać co inni maja do powiedzenia. Oczy mi się zaczęły zamykać, ale przemogłam się i nie zasnęłam.
- Jutro wieczorem odbędzie się parada trybutów - ćwierkała Mera.
- Powiedz mi coś, o czym nie wiem… - mruknął pod nosem Vin.
- Przed nim pójdziecie do swoich stylistów, którzy zrobią z was ludzi. Następnie ubiorą was w kostiumy i zjedziecie na dół, gdzie czekać będą na was rydwany. Objedziecie specjalnie przygotowaną trasę…
- Wiemy. – wtrąciła Oriane głosem kończącym rozmowę. - Tak w ogóle, to zaraz będziemy na miejscu.
Na horyzoncie ujrzałam zarys gór. Rzeczywiście, widać było za nim poświatę latarni, bilbordów i innych świecących przedmiotów, więc uznałam, że nie warto zasypiać, dopóki nie znajdę się w pokoju, przydzielonym mi w ośrodku szkoleniowym. Mera oznajmiła:
- Jak moja kochana przyjaciółka powiedziała - Oriane zrobiła minę „Ja?”, co jasno dawało do zrozumienia, że nazywanie jej czyjąkolwiek przyjaciółką, zwłaszcza przez Merę, nie przypadło jej do gustu. - niedługo znajdziemy się w cudownym, czystym Kapitolu. Kiedy znajdziemy się na stacji, przyjedzie po was samochód, który następnie zabierze was do kwatery. Przez pierwsze dni będziecie się uczyć walczyć i paru innych mniej potrzebnych rzeczy. Czwartego dnia będzie wywiad. A potem trafiacie na arenę! – ostatnie zdanie wypowiedziała z ogromnym entuzjazmem.
- Rozumiem, że to zaszczyt? – spytał Vin takim głosem, jakby doskonale znał odpowiedź. Uznał, że nie warto ciągnąć dalej tematu, skoro i tak nikt mu nie odpowiada, po czym spytał:
– Jest coś do jedzenia? - spojrzałam się na niego ze zdumieniem. – Co? Głodny jestem!
Do przedziału weszła skośnooka dziewczyna, ta sama, która niosła parę godzin temu ręczniki. Spojrzała na niego pytająco, a on, rozumiejąc to jako pytanie o rodzaj jedzenia oznajmił, że szarlotkę. Pogrzebała chwilę w szafce i wyjęła talerz z owym ciastem. Ukroiła kawałek, położyła na talerzyku i udekorowała bitą śmietaną, a następnie wręczyła tę potrawę zdumionemu rudzielcowi. Chłopak postawił go na stole, a kiedy dziewczyna zniknęła, spytał, kto to był.
- Awoksa. - oznajmiła Oriana. Wyglądała, jakby jej współczuła. - To służący, którzy zostali w ten sposób ukarani za nieposłuszeństwo Kapitolowi. Nie potrafią mówić, ze względu na brak języka.
Nikt na szczęście nie rzucił uwagi „jak Ewea”, ale Mera spojrzała na mnie z politowaniem.
Byliśmy coraz bliżej gór.
Nagle zrobiło się ciemno. Znaleźliśmy się w wąskim, ciemnym tunelu. Pociąg gnał, a ja nie byłam w stanie pojąć, jak to jest możliwe, że ta konstrukcja się nie zawala. Przecież miliony ton skał mogą nas zmiażdżyć, jakby nas w ogóle tam nie było! Ot tak! Przy każdym malutkim wyboju podskakiwałam (sama nie wiem, jak możliwe są wyboje przy jeździe pociągiem, ale to co się działo łudząco je przypominało).
I nagle oślepiły mnie miliony kolorowych świateł i światełek. Tak, trzeba przyznać, że stolica robiła wrażenie. Kolorowe domy i szklane wieżowce. Pędzące po ulicach i uliczkach samochody. Błyszczące chodniki wykładane marmurem, po których przechadzali się kolorowi mieszkańcy. Wiadukty, tunele, domy dla piesków. Słowem: czego dusza zapragnie.
Poza jednym… drzewami.
Pociąg zaczął zwalniać aż stanął na stacji, zapełnionej po brzegi kolorowymi istotami, które naprawdę trudno było nazwać ludźmi. Mera podskoczyła z uciechy. Wreszcie znalazła się w równie kolorowym jak ona sama miejscu, nie w tym szarym dystrykcie siódmym, w którym były drzewa. Tęsknię za szarością…
Kiedy drzwi się otworzyły, Mera prawie nas wypchnęła na tych pajaców chcących zobaczyć nowych trybutów. Na szczęście pilnowali ich strażnicy pokoju, więc nie zostałam zmiażdżona. W eskorcie strażników dostaliśmy się do czarnego samochodu z przyciemnianymi szybami. Dojechaliśmy nim do wysokiego budynku.
Ośrodek szkoleniowy.
Kiedy się w nim znalazłam, zdałam sobie sprawę, że nie jest on aż tak bogato zdobiony jak wagon, nie jest aż tak bogato zdobiony, jak się tego spodziewałam. Prosty, choć pewnie bardzo drogi czerwony dywan biegnie pomiędzy czterema biało-złotymi ścianami. Cały sufit jest podświetlony, nie ma jednego punktu, który można by nazwać lampą. Na końcu, po przeciwległej stronie znajdują się metalowe drzwi.
Pancerna winda.
Doszliśmy do niej całkiem szybko. Czerwony dywan był niewiarygodnie miękki, miało się ochotę zdjąć buty. Jednak doskonale wiedziałam, że to niemożliwe.
Rozległo się ciche „ding” i drzwi się otworzyły. Mera długim tipsem (żółtym w fioletowe paski! Zdążyła przemalować!) nacisnęła przycisk z numerem „7”. Winda powoli ruszyła w górę. Kiedy drzwi znów się otworzyły ujrzałam korytarz. Stała w nim komoda, roślinka i na przeciwległej ścianie widniały drzwi, do których Mera podeszła i oficjalnym gestem otworzyła je.
Przestąpiłam próg i znalazłam się w ogromnym pomieszczeniu. Wszystko wręcz ociekało bogactwem. Stał tu duży, hebanowy stół, była czarno-zielono-biała kuchnia, czarno-biało-zielono-brązowy salon w którym stała niewiarygodnej wielkości kanapa i wiele innych rzeczy, d których kręciło mi się w głowie. Dodatkowo nad tym wszystkim królowało szklane półpiętro, na którym widać było czarne drzwi, prowadzące do pokoi. Wszystko wyglądało na nowe i nowoczesne. Do pokoi na półpiętrze prowadziły czarne drzwi.
Mera z uśmiechem wskazała mi jedne mówiąc, że tam znajduje się mój pokój. Za nimi zobaczyłam duży pokój, w którym stało gigantyczne łóżko. Na podłodze leżał biały dywan, stała czarna szafa z ubraniami i dwie mniejsze: jedna obok łoża a druga przy drzwiach. Ściany były ozdobione kolorowymi malunkami drzew, aby podkreślić, do jakiego dystryktu on należy. Były tu również czarne drzwi, prowadzące do łazienki. Biała, z elementami zieleni i czerni sprawiała wrażenie czystej. Mieścił się tam wielki prysznic, umywalka, ławka i szafeczka z kosmetykami.
Rozebrałam się i niemal wskoczyłam pod prysznic. Zobaczyłam tam panel kontrolny, a na nim wiele przycisków. Coś z nich spróbowałam zrozumieć. W końcu uznałam, że i tak to nie ma sensu, więc nacisnęłam ten, który mógł być od gorącej wody mającej silny strumień. Woda zaczęła spadać z dziurek w suficie, a ja usiadłam pod ciepłym deszczem i przez chwilę próbowałam zapomnieć o smutkach dnia, pozwalając zmyć z siebie cały brud, pot i łzy. Zamknęłam oczy. Było mi tak przyjemnie. Dlaczego by nie zatrzymać czasu i zostać w tej chwili wieczność, zapominając o okrucieństwie najbliższych dni? Czemu nie zostać tu do końca, pozwalając, by ciepła woda spływała po ciele? Próbowałam zapamiętać to uczucie, chwilowego odprężenia. Gdyby jeszcze pachniało lasem.
Moment potem podniosłam się, olśniona, chcąc poszukać na panelu żelu pod prysznic o tym zapachu. Chwilę później w całej łazience pachniało cudownie. Nie wiem, jak Kapitol wymyślił takie rzeczy, ale byłam pod wrażeniem. Jakbym się znalazła w lesie podczas deszczu.
Czułam, że nie muszę iść spać. Odpoczywam mając zamknięte oczy. Bo co się stanie, jak pójdę spać? To oznacza koszmary. A ja chcę zostać jak najdłużej bez nich. Jak najdłużej…
Skóra na palcach pomarszczyła mi się. W łazience zrobiła się sauna, a ja po godzinie uznałam, że jednak warto wstać i pójść się położyć. Wzięłam ręcznik i mocno się wytarłam. Skórę miałam czerwoną, ale nie zwracałam na to uwagi. W szafie znalazłam czarną koszulę nocną, więc włożyłam ją i położyłam się na miękkim łóżku w nienagrzanej jeszcze pościeli. Zimna poszewka dotknęła ciepłego czoła. Ach… jakby tak wyglądały wszystkie moje wieczory, może zniosę myśl o śmierci. Zamknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.

Leżę w tym samym łóżku. Z łazienki ktoś wychodzi. Dziewczyna. Jest opatulona ręcznikiem i uśmiechnięta. Kładzie się obok mnie, jakby mnie nie zauważając. Bierze kołdrę i wtula w nią twarz. Nagle znika. Słyszę wrzask. Na pościeli pojawia się krew. Zaczyna się rozprzestrzeniać, a ja widzę, że pokój jest cały czerwony. Moje ręce ociekają krwią. Zapadam się w pościel i zaczynam spadać. Czuję, że dostaję po twarzy odłamkami. Zdaję sobie sprawę, że to odłamki ludzi. Albo tego, co z nich pozostało. Ręka. Noga. Nerka. Zaczynam się rozpadać. Ja też jestem odłamkami. Zaczynam wrzeszczeć…

Wrzask. Mój wrzask. Otwieram oczy. Ociekam potem, jest mi gorąco. Serce bije jak oszalałe.
Czuję, że schodzę po schodach, ale jest ciemno, więc nic nie widzę.
Światło się zapala.
Jakaś awoksa podaje mi gorącą czekoladę. Siada naprzeciw mnie i patrzy się jak pije. Czuję się lepiej. Gorąca czekolada pomaga. Jednak głowa mnie boli. Słyszę otwieranie drzwi. Na ten dźwięk dziewczyna się zrywa. Rozczochrany, na pół przytomny Vin podchodzi do fotela.
Słyszałem krzyk. To ty, prawda?
Kiwam głową. Zdaję sobie sprawę, że płaczę.
Chłopak to zauważa i robi coś niespodziewanego. Przytula mnie mocno. Jak brat, choć nigdy takiego nie miałam. Odwzajemniam uścisk.
– Idź spać.
 Nie ruszam się z miejsca. Nie mogę. Nie jestem w stanie. Vin to zauważa, więc podnosi mnie, a ja płaczę dalej, bez powodu.
Albo powodów było tyle, że nie potrafię ich wszystkich wyliczyć.
Wtulam twarz w jego ramię. Rudzielec powoli zanosi mnie do pokoju i kładzie w łóżku. Przykrywa delikatnie kołdrą. Gasi światło i powoli wychodzi.
Jak brat.

 ҉

Hejka!
Rozdział długi, więc co do tego nie macie się co czepiać. Gorzej z ważnością. Jest raczej taki budujący napięcie. To tyle z mojej strony, jeśli chodzi o komentarz mojej twórczości.
Dedykacja: Dor Ka, bo zawsze jej komentarze pojawiają się w najlepszych momentach!
Następny post? Chyba nie muszę mówić, że Igrzyska dopiero 1 lipca (wakacjewakacjewakacjewakacje!), ale Córka Wojny ukaże się trochę wcześniej, czyli 20/21 czerwca.
Pewnie wszyscy zauważyli zmianę szablonu. Tak… to jest efekt mojej nudy przedstawiony w programie „Paint”. Szukam czegoś innego, nie martwcie się!

To tyle

Okej

13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Trochę długo mi zajęło ale wróciłam.
      Najpierw parę uwag, dobrze? Nie chcę się mądrzy ale wpadło mi to w oko.
      Zbyt dużo krzyku w tym rozdziale, który jest wyrażony wykrzyknikami, ilość jaką można ich zauważyć w tym rozdziale naprawdę powala. Gdybyś zrobiła z tych pojedyńczych zdań parę złożonych było by świetnie.
      Przeczytaj jeszcze raz uważnie tekst bo brakuje paru przecinków i jest mnóstwo powtórzeń, przynajmniej część bym wyeliminowała.
      Ogólnie rozdział ciekawy, ale wiadomo przejściowy. Czekaj na paradę i wgl rzeczy w tym klimacie.
      Jako wykwafilikowana sadystka czekam także na arenę, prosto mówiąc czekam na śmierć xD
      Ewea ( tak to było???) nadal mnie trochę irytuje, ale już mniej, może się do niej przekonam.
      I to by było na tyle, wczoraj miałam komers i jestem nadal wykończona, nic mi się nie chce.
      Do tego koniec roku szkolnego, za jakieś dwa i pół miesiąca nowa szkoła.
      Chyba się już pożegnam i postaram się następnym razem wycisnąć z siebie coś lepszego, dłuższego itp.
      Ale to już się odezwę jak mnie przyjmą albo nie przyjmą do liceum.
      Pozdrawiam i studni weny życzę!
      PaKi

      Usuń
    2. Dziękuję za krytykę!
      Już wszystko czytam. Co do powtórzeń - było ich trzy razy więcej, bo pisałam to dość późno, a jak następnego dnia wróciłam to prawie cały rozdział skasowałam XD.
      Za dużo wykrzykników? Może XD. Nie wykluczam możliwości XD.
      Tak, przejściowy, ale w następnym parada i Velvet.
      Na arenie się będzie działo XD. O ile nie zrezygnuję i nie uznam, że nudzi mi się ta historia XD.
      Ale raczej tak nie będzie XD.
      Chyba.
      Cudownie! Ja też do nowej szkoły! Mam nadzieję, że się dostanę, dość wysoko celuję. Ale wysoka średnia (powyżej 5.50).
      Tej weny to nawzajem!
      Okej

      Usuń
  2. Ojej, kochana! DZIĘKUJĘ Ci z całego serca za dedykację! :)) To takie wspaniałe uczucie wiedzieć, że ktoś o Tobie myśli! :)) Cieszę się tym bardziej, ponieważ bałam się, że jesteś zła na moje częste opóźnienia.... Naprawdę jest mi niezmiernie miło, więc masz ode mnie wielkiego buziaka! :** <3 :))
    Rozdział jak zwykle cudowny! Coraz bardziej lubię Eweę! (Dobrze odmieniłam? xD) Nie jest przerysowaną postacią! Zachowuje się naturalnie i po prostu chwyta czytelnika za serce! (Oh, to rzucenie książką o ścianę... Skąd ja to znam? ^^) Wspaniale ją kreujesz, za co należą Ci się wielkie brawa! :)) *.*
    No i znowu te doskonałe opisy... Czy tylko ja miałam wrażenie, jakbym sama znajdywała się w Kapitolu? :)) Mistrzowskie przedstawienie świata przedstawionego! :))
    Haha, ten Vin. Dlaczego chłopcy myślą wyłącznie o dwóch rzeczach? :D Jedzeniu i... Sama wiesz! xD :3
    Spodobała mi się również wzmianka o mamie głównej bohaterki! :)) Polubiłybyśmy się! Uwielbiam baśnie w innym wydaniu! :)) Szkoda tylko, że nie zdobyła uznania, na które zasłużyła...
    Ten koszmar! Przeszły mnie ciarki! Sama miewam koszmary, ale nie są aż tak realne! Rozlew krwi... Istny horror! Nie dziwię się jednak, że właśnie teraz je miewa. Wszakże perspektywa Igrzysk jest przerażająca. A Vin faktycznie zachował się jak troskliwy braciszek! :)) ^^ Muszę go za to pochwalić! :D *.*
    Czekam więc niecierpliwię na "Córę wojny"! :)) Oj, byle do wakacji! :D ^^ A co do szablonu kochana, mi się podoba! :)) Jeżeli jednak chciałabyś sobie jakiś zamówić, polecam Ci tę szabloniarnie: http://farfallen-graphics.blogspot.com/ :))
    Weny, weny i jeszcze raz weny kochana! :** :))
    Ponownie dziękuję za dedyk oraz pozdrawiam serdecznie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co dziękować! (W przeciwieństwie do mnie, która to ja czytając takie komentarze mam banana na ustach).
      Cieszę się, że podoba ci się postać Ewey. Staram się ją kreować na taką postać, jaką ja jestem albo w niektórych przypadkach chciałabym być (bo ja na wieść o bliskiej śmierci bym zemdlała, a potem uciekła podczas jazdy, bo wysiadłabym z pociągu i ruszyła gdziekolwiek. Taaa... szczere).
      Mi się wydawało, że ten rozdział ma mniej rozbudowane opisy, ale jeżeli nadal tak uważasz, to strasznie się cieszę!
      Vin... on jest postacią, która chyba sama nie wie, jak się zachowywać...
      Mama Ewey będzie się jeszcze pojawiać parę razy, ale raczej w jej wspomnieniach. Tak w ogóle... zauważyłaś, że nie wstawiłam jej opisu? chciałabym, by każdy ją sobie wyobrażał, jak chce. bo takie są mamy. Dla każdego znaczą co innego.
      Koszmar był pomysłem nagłym i niespodziewanym. Od jakiegoś czasu miałam migawkę tego, co jej się powinno śnić i, czego nie umieściłam w rozdziale, dziewczyną wychodzącą z łazienki była zeszłoroczna trybutka. Ogólnie interpretacja (której chyba nie wstawię, bo nie wiem, gdzie) jest taka, że tamta trybutka zginęła, bo za szybko zeszła z podestu, z tego te odłamki, a Ewea bała się (z czego sobie nie zdawała sprawy), że też tak skończy. To tyle.
      Podoba ci się szablon? dziękuję, choć to zadziwiające. dziękuję też za polecenie. na pewno tam wejdę.
      Wenę mam, gorzej z czasem, jak wspominałam...
      Okej

      Usuń
  3. Rozdział niezwykle mi się podobał.
    Fakt, nie był nie wiadomo jak ważny, ale ciekawy i obity w detale oraz szczegóły. Hm... Ewea wydaje się być w porządku, co do Vina mam mieszane uczucia. Koleś mnie trochę wkurza. Teraz skojarzył mi się z Peetą, którego... hm, NIE ZNOSZĘ. Ale może okazać się fajny, postaram się go za szybko nie oceniać (co własnie zrobiłam). Bardzo dobry pomysł z tym snem. Sama miewam podobne, więc... nawet nie wiem jak to ubrać w słowa. Dobra, nie ważne. (Na marginesie: sama planowałam napisać jakiś sen Ness o jej martwych braciach ;) ).
    Podsumowując: ciekawy rozdział.
    Niecierpliwie oczekuję Córki Wojny.
    Dziwię ci się i podziwiam cię za to, że ustalasz dane terminy i że się ich trzymasz. Ja kiedyś tak próbowałam... I nie potrafię. Nigdy nie umiałam się dostosowywać do zasad, nawet tych przez siebie ustalonych :)
    Pozdrawiam serdecznie.
    PS: u mnie pojawił się kolejny rozdzialik o "Herosach". Z perspektywy Sharnon, Kalipso i Percy'ego. Wpadniesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też Vin czasem wkurza, a czasem jest inaczej. Mam co do niego pewne plany... Ale ich nie zdradzę!
      Też nie znoszę Peety! jest taki denerwujący! Bo jestem TEAM FINNICK (rzecz jasna ma być z Anie, a nie z Katniss)!!!
      Interpretacja snu w moim komie nad tym.
      Te terminy... też często ich nie dotrzymuję, ale pół miesiąca na napisanie rozdziału, to jednak dużo, by się wyrobić XD. A niektóre kawałki mam napisane. Poza tym też nie lubię trzymać się zasad, ale denerwują mnie trochę blogerzy, którzy lekceważą wyznaczone terminy, a potem przepraszają i następnie znów jest to samo -_-.
      Już do ciebie lecę!
      Okej

      Usuń
  4. oooo... ciekawe, ciekawe haha :D żart. Ciekawe to mało powiedziane! To jest ś w i e t n e!!! Czekam na następny rozdział :* Życzę weny i pozdrawiam :***
    http://dark-side-jen-law-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za komentarz! Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy każde słowo!
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, naprawdę!
      Okej

      Usuń
  5. Właśnie - Vina lubię. Nie dość, że troskliwy, opiekuńczy i zaradny, to jeszcze Vin kojarzy mi się z Winem, a to mój ulubiony trunek xD
    Szkoda mi tych dzieci, współczuje im i to trochę chore, że ich tak pasą, to tak jakby mówili "a nażryj się przed śmiercią, nażryj". A już to gadanie, że powinni być dumni, że jadą na pewną śmierć, to... mnie aż ciary przeszły. Dlaczego ludzie się nie zbuntują i nie strącą tej władzy, nie zakończą igrzysk, zaniechają tym brutalnym praktykom, które są w zupełności zbyteczne?

    OdpowiedzUsuń
  6. - Jutro wieczorem odbędzie się parada trybutów. - ćwierkała Mera. --- bez kropki po ,,trybutów"
    - Jak moja kochana przyjaciółka powiedziała, --- nie stawiamy przed myślnikami przecinków
    Nie chciałabym dalej czepiać się poszczególnych dialogów, więc powiem ogólnie, o co mi łazi. Jeśli po myślniku znajduje się "mowa", czyli np. powiedział, rzekł itp - nie stawiamy kropek przed myślnikiem. Np. ,,Karolina, ogarnij się - warknęła Wiktoria."
    Natomiast jeśli po myślniku zaczyna się nowe zdanie niby; ktoś coś zrobił, opisujesz coś itp, stawiamy kropki. Np. ,,Karolina, ogarnij się. - Wiktoria obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem."
    Dalej błędów nie znalazłam, choć nawet ich nie szukałam. Co prawda mogłabym się czepiać tego, że zaczynasz zdania od ,,I" oraz takie tam, ale nie chcę wyjść na kompletną hipokrytkę xD
    Zacznijmy od tego, że podoba mi się całkiem Twój styl. Pyszczek, piszesz płynnie i logicznie, akcja również nie leci na zbity łeb, opisy jakieś są. Przypadł mi do gustu pomysł z książką (która, tak na marginesie, odruchowo skojarzyła mi się z ,,Rywalkami"), bo to było strasznie prawdziwe. Otóż często powieści są o chłopcach i drogich ciuchach i przy ,,Igrzyskach" oraz innych książkach o podobnej tematyce wydają się one... Sztuczne i płytkie. Nie każde, oczywiście, jednak często - tak.
    Nie wypowiem się o bohaterach, bo bystra ja nie zaczęłam czytać od początku, lecz od tego rozdziału. Bywa, choć mimo to przyznam, że główna bohaterka mnie nie zdenerwowała, a to pozytywnie wróży.
    Podobało mi się.
    Całuski
    Carmel

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek.
    Twoje opowiadanie jest mego oryginalnie, najbardziej podobał mi się fragment z książką i różowymi dekoracjami. :) Ogólnie fabuła jest bardzo interesująca, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :D
    Co prawda, zastąpiłabym niektóre wyrazy innymi (jak w przypadku: W moim przedziale była tylko różowa kanapa, różowy stół i różowy (!) regał z książkami. - mogłaś napisać np. "tego samego koloru", "samym kolorze", ale ogólnie nie widziałam innych niedociągnięć :)
    Pozdrawiam,
    Niezgodny Kosogłos. xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie w takim razie, że trafiłaś XD.
      Tak naprawdę cała ta opowieść powstała dlatego, że wszystkie blogi o igrzyskach są mniej więcej w tym samym typie. W każdym razie wszyscy się buntują. Ale przecież przez tyle lat były igrzyska i dopiero Katniss uznała, że coś jest nie tak i, że jednak rebelia by się przydała. Niby potem mówiła, że ona nie chciała, ale jeżeli ktoś to czytał, to pamięta moment wyciągnięcia jagód - to nie było z myślą o Peecie.
      Wiedziałam, że się ktoś przyczepi do różu! Specjalnie tak napisałam, aby zaakcentować dokładnie kolor, tak, aby nie było wątpliwości XD.
      Udanych wakacji!
      Okej

      Usuń