Witajcie obywatele tego zacnego świata!
Tak, ja nadal żyję.
Tak, nie porzuciłam tego bloga.
Tak, nic się nie zmieniało, nadal uwielbiam pisać.
Tak, byłam na obozie, tak, nie miałam WiFi, tak, nic nie
mogłam z tym zrobić.
Nie martwcie się. Wszystko jest ok.
Dawno się nie widzieliśmy, więc przychodzę do was z
jednoczęściówką o tematyce dobrze wam znanej, którą dałam na konkurs.
Rozdział w miarę długi, więc mam nadzieję, że nie będziecie
nazbyt narzekać. Jest on w połowie filozoficzny, a w drugiej połowie opisuje
życie nastolatki o imieniu Karen i nazwisku Blackswallow.
Jeżeli macie jakieś pytania, jakiekolwiek, choćby „Czy
lubisz frytki bez ketchupu?” piszcie śmiało pod rozdziałem! Odpowiem szczerze
i, co więcej, jak najszybciej będę mogła!
To tyle.
Albo raczej nie.
Zapomniałam o dedykacji. Dla Laciatej, która, jak sama mi
powiedziała, woli tę tematykę od igrzysk.
Tym razem naprawdę kończę i życzę udanych wakacji!
Okej
҉
‘Wśród tłumu uczniów nie
wyróżniała się żadna postać. Ot płynąca zgraja niepełnoletnich, a wszyscy
spośród nich myślą, że są najbardziej oryginalnymi ludźmi pod słońcem. Tyko
dlatego, że mają firmowe buty. Tylko dlatego, że ich koszulka była najdroższa. Tylko
dlatego, że spodnie są wykonane z najlepszego materiału. Gdyby tylko przyjrzeli
się kolegom obok, tym, których nie chcą naśladować, bo są obciachowi i tym, z
którymi codziennie gadają ponad sto razy oraz tym, którzy właśnie teraz
podążają wokół nich, zorientowaliby się, że osoba trzy metry dalej ma
zadziwiająco podobny kucyk albo spódnicę. Ale niestety ludzka natura ma to do
siebie, że głównym bohaterem życia poszczególnego osobnika jest… tenże sam
poszczególny osobnik. A już z pewnością kiedy poszczególnym osobnikiem jest
nastolatek w okresie dojrzewania ze skłonnością do ulegania presji grupy’ –
myślała Karen siedząc na parapecie i patrząc na mijające ją postacie. Sama,
rzecz jasna, nie uważała siebie za coś innego. Była typowym nastolatkiem.
Często patrzyła w lustro i myślała, że chciałaby to zmienić. Jednak po jednym
dniu bycia inną zdawała sobie sprawę, że to nie ma sensu. Że tak naprawdę
istnieje pewne piękno w identyczności, a zarazem całkowitej odmienności. Każdy
ma inny charakter, inaczej wygląda, ma inne hobby, ale z pewnością na świecie
można spotkać "miliordy" nastolatek ze świrem na punkcie koni i jeszcze więcej "miliordów" chłopaków z talentem do gry w piłkę. Wobec tego ogromu społeczeństwa
nie należy myśleć, że tylko ja wiem jak to jest być wyśmiewanym przez tak zwane
różowe idiotki, których, nawiasem mówiąc, jest z pewnością dwa razy tyle.
‘Trzeba się pogodzić z brakiem
wyróżniania się’ – stwierdziła dziewczyna.
- Karen! Tu jesteś! – wrzasnęła
pędząca w jej stronę złotowłosa piękność. Piękności na świecie też nie jest
mało…
- No co ty nie powiesz! –
wrzasnęła w odpowiedzi dziewczyna z uśmiechem na ustach.
- O czym myślisz? – spytała
koleżanka dostrzegając minę dziewczyny.
- Aaaa… o ten… tego… choinkach na
Boże Narodzenie – odparła.
- Przecież dopiero zbliża się
Wielkanoc – powiedziała blondynka sadowiąc się obok.
- Właśnie – brnęła dalej Karen. –
Biedne choinki są spotykane w domach tylko raz w roku. Czemu nie ma ich na
Wielkanoc? Musi być im strasznie przykro. Najpierw wszyscy je stroją w łańcuchy
i bombki, a potem nagle trafiają na śmietnik i mogą tylko wspominać…
- Dobra. Rozumiem. Nie mów tylko
o tym dalej, bo mi się jeszcze zrobi ich żal.
- Właśnie. Może następnym razem
pomyślisz zanim wywalisz taką choinkę.
- Cichaj – przerwała jej
(brutalnie) dziewczyna. – Idziesz z nami do McDonalda?
- Wami… czyli? – spytała
podejrzliwie szatynka.
- No mną…
- Nie domyśliłabym się…
- …Cindy, Kim i… to chyba tyle.
Znając ciebie jeszcze tobą.
- Znając ciebie masz rację. –
Zaśmiała się Karen.
Powoli zaczęła się podnosić z
parapetu. ‘Swoją drogą’ – myślała – ‘czemu nie są one stworzone specjalnie do
siedzenia? Są wygodniejsze od ziemi. I już zdecydowanie od
szkolnych ławek.’
Odpowiedź dostała trochę zbyt
szybko.
Plecakiem zahaczyła o stojącą
nieopodal doniczkę, a doniczka nie będąc stworzeniem ludzkim równowagi złapać
nie umiała, toteż zachwiała się niebezpiecznie i po chwilowym wahaniu
przechyliła się za krawędź parapetu by następnie z głośnym ŁUP rzucić się na podłogę.
- Bosko… - mruknęła dziewczyna
ironicznie kucając, by podnieść źródło hałasu.
Doniczka się jednak nie chciała poddać tak łatwo. W połowie drogi na swoje poprzednie miejsce zdecydowała się na
samobójczy skok skutkujący jedynie przekleństwem ze strony Karen, śmiechem ze
strony blondynki o imieniu Sofie oraz większą ilością ziemi na podłodze.
- Muszę to sprzątać? – szatynka
spytała cicho doniczki, która wreszcie trafiła z powrotem na swój punkt
obserwacyjny, z którego patrzyła teraz (z pewnością zaciekawiona) jak
dziewczyna zbiera na dłoń czarne grudki, a następnie umieszcza je we właściwym
miejscu.
Sofie, przekonana, że pytanie
zostało jednak skierowane do niej odpowiedziała z entuzjazmem:
- Tak!
Karen nie ośmieliła się uściślić,
że czekała na odpowiedź od naczynia.
‘Fajnie jest patrzeć na monotonność.
Ogólnie monotonność jest fajna, o ile nie stanie się zbyt nudna. Monotonność
można urozmaicać, a nudę jedynie zwalczać. Nuda, rzecz jasna, też nie jest zła,
bo każdy lubi się od czasu do czasu nudzić i myśleć o niebieskich migdałach.
Byle tylko można było zwalczyć tę nudę z nadejściem takiej ochoty. Bo nuda
przymusowa jest dziełem szatana, tak jak komary. A monotonność towarzyszy
prawie każdemu człowiekowi i zwykle nikt nie narzeka na to, że wie, iż jutro wstanie
rano o wyznaczonej godzinie, zje śniadanie, pójdzie do szkoły lub pracy, zje
obiad, wróci do domu. Niektórzy lubią, jak ich coś zaskakuje, ale życie w
którym nie jest się pewnym następnego dnia z pewnością nie należy do
najlepszych. Czyli najlepsza jest zaplanowana monotonność z zaplanowanymi zaskakującymi
rzeczami’ – myślała Karen idąc tyłem przed trzema dziewczynami by je lepiej
widzieć i udając, że słucha ich przewidywalnej rozmowy. Nawet nie zauważyła, jak
zaczęła się przyglądać jednej z nich, Cindy, wysokiej blondynce z figurą modelki i końską twarzą.
- Co się tak patrzysz? Makijaż mi
się rozmazał? – spytała tamta, nieudolnie próbując zobaczyć swoją powiekę.
- Nie. Zastanawiam się.
- Nad czym? – spytała
zaciekawiona Sofie wiedząc, że usłyszy ciekawą historię.
Karen wiedziała, że nie uniknie
odpowiedzi.
- Nad tym, czemu smurfy
wyprowadziły się z lasu.
- A się wyprowadziły? – spytała inteligentnie Kim, brunetka nosząca bardzo kolorowe ubrania.
- A nie? Czy kiedy byliśmy w
lesie na wycieczce widziałaś jakiegoś smurfa? Nie. Bo się wyprowadziły.
Zastanawiam się czemu. Może Gargamel przeszedł na emeryturę, a one przestały
się czuć zobowiązane do zapewniania mu rozrywki, więc się wyprowadziły.
Cindy przewróciła błękitnymi
oczami.
- A co to ma wspólnego z moją
powieką?
- Miałam przez chwilę wrażenie,
że ukrywa się pod nią coś niebieskiego. Wtedy jednak zrozumiałam, że to twoja
tęczówka.
Kim i Sofie parsknęły śmiechem, a
Cindy jedynie z litością popatrzyła na stojącą przed nią dziewczynę. Nie miała
pojęcia, skąd ona wytrzasnęła tę opowieść. Karen była przecież tylko niczym nie
wyróżniającą się z tłumu szatynką o piwnych oczach. Miała szerokie
biodra i jej figura z pewnością odbiegała od perfekcji.
Blondynka prychnęła.
- Ej, spokojnie, to był
komplement! – pocieszyła ją Karen. – Po co zaraz takie prychanie?
- Lepiej zawiąż sznurowadła, bo
się potkniesz – przerwała jej blondynka.
- E tam zaraz potknieeeeee...
łaaaaa!
ŁUP.
- Bosko.
Jak się można łatwo domyślić
sznurowadła trzymały stronę Cindy. Były zdecydowanie za sprawieniem, by ich
właścicielka wylądowała tyłkiem na betonowych płytach chodnikowych. Z plecaka
wypadła jej woda i potoczyła się do kałuży, w której kolorowo lśniła benzyna, a Karen leżała na chodniku i przyglądała się białym chmurkom na niebie. Gdzieś
tam przeleciała jaskółka, zapowiadając kolejną burzę, gdzieś tam pegaz poleciał
między obłokami, gdzieś tam… ej. Chwila. Pegaz?!
- Czy mi się wydaje, czy to był
ten latający koń z mitologii, tam na niebie?
- Ej, dziewczyny, ona się chyba
za mocno walnęła w głowę…
- Mówiłam, zawiąż sznurowadła…
- Hej, dzwonić gdzieś?
- Nic mi nie jest – mruknęła
Karen gramoląc się z powrotem na nogi. – Idziemy w końcu, czy mogę sobie
jeszcze poleżeć?
Chichrając się ruszyły dalej
wzdłuż ulicy.
‘Wszechświat jest ogromny. Wobec
jego wielkości Ziemia nie jest nawet atomem. Co więcej, pewnie nawet jedną tysięczną atomu nie jest. A w całym wszechświecie jest miliord gwiazd, z których
każda jest słońcem dla paru lub parunastu planet. Pomimo tego niektórzy ludzie
nadal myślą, że tylko na naszej jest życie. Jest to ignorancja i egocentryczność
ludzi. Ale naukowców tak twierdzących można nawet znieść. Niech sobie myślą, że
jesteśmy wyjątkowi. Ale osoby uważające, że są pępkiem świata są nie do
wytrzymania. Bo co taki pępek na do całości? Jest niewidoczną kropką na
powierzchni jednej tysięcznej atomu’ – myślała Karen stojąc w kolejce do kasy,
przy której Cindy właśnie wykłócała się z jakąś panią o to, że stała przed nią
w kolejce. Po co? Przecież nigdzie się nie spieszyła. Trzeba wiedzieć, kiedy
należy się kłócić. A sprawa przepychania się w kolejce do McDonalda z
pewnością była sytuacją, w której należało ustąpić.
- Cindy.
- Czego?! – warknęła.
- Odpuść.
- Sama odpuść. Byłam przed tą
babą.
Karen przewróciła oczami.
Niektórzy zawsze muszą być w centrum uwagi…
Kiedy dziewczyna wreszcie doszła
do kasy szybko złożyła zamówienie i z tacą podeszła do stolika, przy którym siedziały
już jej koleżanki. Sofie właśnie jadła cheeseburgera, a Kim z zainteresowaniem
przyglądała się opakowaniu coca coli. Obie sprawiały wrażenie, że nie chcą
nawiązać kontaktu wzrokowego z blondynką, która naburmuszona skubała frytki.
- Cindy?
- Hmm?
- Uśmiechnij się.
Dziewczyna spojrzała na szatynkę
niemal z odrazą.
- Po co?
- Złość piękności szkodzi! –
odparła niemal śpiewnie Karen.
W odpowiedzi tamta odwróciła
wzrok i „przypadkiem” ochlapała rękę dziewczyny ketchupem.
Szatynka naprawdę próbowała się
na nią nie rzucić. Użyła do tego całej siły woli, więc jedynie jej twarz stała
się czerwona jak burak i zaczęła się
trząść. Chwilę wpatrywała się w dziewczynę nienawistnie, a następnie odwróciła
od niej wzrok spoglądając w kierunku dwóch pozostałych. Podjęła szaleńczą próbę
zmiany tematu.
- Czy w tej bułce nie ma drożdży?
– spytała siląc się na beztroski ton i pokazując palcem na bułkę w rękach
Sofie.
- Nie wiem, a co?
- Strzeż się ich. One są naprawdę
niebezpieczne.
- Przecież to tylko nieszkodliwe
bakterie. Czemu mają być niebezpieczne?
- Czym się żywią? Cukrem. A świat
się ociepla. Ani się obejrzysz, a drożdże wyciekną ze swych fabryk jedząc
wszystko po drodze. Bo, wierz mi, teraz bardzo dużo rzeczy zawiera cukier.
Następnie drożdże zawładną światem.
- Nie wierzę ci.
- Pomnij na me słowa, kiedy
będziesz trawiona przez brązową masę krwiożerczych grzybów. One się zemszczą głównie na
tych, którzy w czasach świetności ludzkości żywili się nimi bezustannie – przerwała
po czym zupełnie innym tonem powiedziała: - Muszę już iść. Do jutra!
Wstała od stołu i ruszyła w
kierunku drzwi. Za plecami usłyszała tylko szept Cindy:
- Mówiłam, że ona jest dziwna.
Idiotka.
‘Niektóre rzeczy są zarezerwowane
dla określonego wieku. Tak było zawsze. Na przykład: bobas może się ślinić i
brać różne przedmioty do buzi, ale gdyby zaczęła się tak zachowywać osoba w
wieku 13 lat wszyscy wzięliby ją za idiotę lub kogoś niepełnosprawnego
umysłowo. Jednak gdyby taki bobas zachowywał się odpowiednio do innego wieku,
dorośli mogliby go uznać za geniusza tudzież zdolnego ponadprzeciętnie. Ogólnie
dorośli są najbardziej uprzywilejowaną grupą. Mogą wszystko, poza wspomnianym
wcześniej zachowaniem odpowiednim dla istoty nowonarodzonej. A kiedy ktoś
młodszy próbuje ich naśladować albo naśladuje, uważają to odpowiednio albo za
urocze, albo za chamskie. Nie wszyscy dorośli tacy są, ale niestety bardzo
wielu nie przyjmuje do wiadomości, że osoba młodsza może wiedzieć coś więcej na
dany temat’ – myślała Karen wspominając wczorajszy dzień wyprawy do McDonalda i
patrząc jak jej matka nieudolnie próbuje ugotować makaron. Nie obchodziło ją
to, że córka zrobiłaby to z pewnością lepiej. To ona była tu dorosła i nie
mogła pozwolić, by pierworodna się poparzyła. Co z tego, że kobieta już trzy
razy dotknęła wrzątku, a teraz odczuwała niemiły ból w miejscach zetknięcia z
gorącem? Było to dla niej oczywiste, że Karen nie da sobie rady lepiej.
- Mamo, pozwól mi – powiedziała
znużona dziewczyna po raz dwudziesty tego wieczoru.
- Kochanie, jesteś za młoda.
Twarz Karen zrobiła się
niebezpiecznie czerwona.
- Nie jestem za młoda! To nie
jest żaden argument! Naprawdę, potrafię ugotować makaron w przeciwieństwie do
niektórych w tym pomieszczeniu!
- Jeśli jesteś taka mądra, to
proszę, zrób to! Zobaczymy, czy się uda! – odkrzyknęła zdenerwowana matka.
Karen zeskoczyła z blatu i zajęła
miejsce przy kuchence. Jednym, szybkim ruchem zdjęła palący się garnek z
palnika. Następnie wlała do niego wody i z powrotem umieściła na płycie. W
czasie, kiedy woda się gotowała, wytarła brudny blat ścierką, a kiedy w wodzie
ukazały się bąbelki, wsypała do niej zawartość pudełka. Po upływie sugerowanego przez producenta czasu odcedziła makaron (nie przelała go zimną wodą, aby nie wypłukać zdrowej skrobi).
- Proszę – powiedziała nadal
czerwona i wyszła zdenerwowana z pomieszczenia.
Usłyszała tylko jak jej matka
mruczy coś pod nosem, ale nie zwróciła na to uwagi. Prawie trzasnęła drzwiami
do pokoju.
- Za młoda, oczywiście – mruczała
sarkastycznie leżąc na łóżku i kopiąc poduszkę. – Zawsze za młoda, za mała, za
dziecinna. Gdyby osoby które to mówią byłyby bardziej dojrzałe z ich ust nie
wydostałoby się żadne słowo. Dla dorosłych z pewnością sztuką jest uznanie, że
berbeć jest lepszy… Boże, nigdy nie chcę taka być! Nigdy…!
Monolog przerwał jej sygnał
telefonu zawiadamiający o próbie połączenia.
Spojrzała na wyświetlacz.
Sofie.
- Bosko… – prychnęła.
Pomimo złego humoru odebrała.
- Halo?
- Cześć, to ja.
- Nie spodziewałabym się –
odparła wesoło Karen, próbując zatuszować swój nastrój.
- Co robisz?
- Leżę.
- Gdzie?
- Na chmurze karmiąc mojego
różowego pegaza. A jak myślisz?
- Masz dziś czas?
- Niestety nie – skłamała gładko. – Idę zaraz do lekarza.
- Po co?
- Jednorożec zachorował. No more
stiupid questions?
- A szkoda – głos blondynki
jednak nie wykazywał zawodu tym obrotem spraw. – Idziemy z dziewczynami do
kina.
- Na co?
- Jeszcze nie wiemy.
- Aaaa… byłam na tym. Nudne jak
cholera.
Po drugiej stronie słuchawki
usłyszała parsknięcie wielu głosów.
‘Bosko’ – pomyślała z ironią. -
‘Jeszcze mnie na głośnik włączyła’.
Zdenerwowana niemal do granic
możliwości przebiegiem tego dnia rzuciła telefonem o podłogę.
Albo raczej zamierzała rzucić nim
o podłogę. Na drodze przedmiotu jak z podziemi wyrosła piłka do skakania, a
telefon odbił się od niej. Był to telefon zdecydowanie marzycielski, gdyż
największym jego pragnieniem było latanie w przestworzach. Właśnie teraz się
ono spełniło, lecz zamiast przestworzy wzbił się na wysokość lampy, aby
następnie z powrotem ulec przyciąganiu ziemskiemu i spaść na brzuch oniemiałej
ze zdziwienia Karen.
- Bosko… – szepnęła dziewczyna
nadal nie wierząc w to, co się właśnie wydarzyło. Niby taka pechowa i co? Czy
gdyby jakakolwiek jej koleżanka postanowiła rozwalić swój telefon, to czy
odbiłby się on od gumowego balona? Nie. Ale to może dlatego, że żadna z
koleżanek Karen nie posiadała piłki do skakania…
‘Mózg ludzki jest tak
skonstruowany, że kiedy człowiek bardzo potrzebuje go za dnia, ten jakby był
naćpany. Można myśleć, przeszukiwać pamięć, usilnie błagać go na kolanach, by
na coś wpadł, a ten i tak pozostaje przy swoim. Dopiero kiedy znużona istota
ludzka przygotowuje się do spoczynku i leży wygodnie w pościeli ten daje znać o
swoim istnieniu. Nagle rozwiązania problemów przychodzą z niespodziewaną
łatwością, a nowatorskie pomysły same rodzą się w głowie. Wtedy leżący człowiek
zdaje sobie sprawę ze swego geniuszu, ale nie chce mu się opuszczać łóżka, aby w jakikolwiek sposób swoje pomysły urtwalić, a tym samym swój geniusz udowodnić. Pomysły odchodzą z nadejściem poranka i osoba, która jeszcze wczoraj wiedziała
kto zabił Kennedy’ego, nie jest w stanie rozwiązać najprostszej zagadki
logicznej. Mądry ten, kto przemoże lenistwo i wstanie by zapisać wszystko na
kartce’ – myślała Karen leżąc w łóżku ze stopami na poduszce i wymyślając coraz
to lepsze rozwiązania problemów ludzkości oraz przygotowując plan obrony w
razie zagrożenia ze strony szaleńca z siekierą wpadającego do jej pokoju przez
okno. Niestety była jednym z tych leni, którym jest za wygodnie. Ale
przynajmniej zdawała sobie z tego sprawę. A szkoda, może dzięki niej
zmniejszyłaby się ilość wysypisk śmieci przynajmniej dwukrotnie (po prostu
śmieci z jednego przeniosłoby się do innego, dzięki czemu środki można by
przeznaczać tylko na utrzymanie tego drugiego).
Znajdowała się już w tym
przedsennym stanie, który jasno mówi, że została już tylko mniej niż minuta
przytomności. Karen z zamkniętymi oczyma oczekiwała nadejścia Morfeusza. Długo
czekać nie musiała…
- Cześć! – usłyszała szept tuż
koło ucha. Ze strachem otworzyła szeroko oczy i poderwała się z pozycji
leżącej.
Znajdowała się na małej, zielonej
polanie porośniętej w całości kwiatami różnego rodzaju i koloru. Przeważały
głównie tulipany, ale łatwo można było dostrzec również fiołki, stokrotki,
rumianki, dzwoneczki, lilie. Dookoła rósł sad, a różowe kwiaty wiśni dodawały
słodkości powietrzu. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce jasno
świeciło nadając całemu otoczeniu bajkowy image.
Widok psuło tylko czerwone,
świecące ferrari po środku łąki i przystojny młodzieniec z nienaturalnie białym
wyszczerzem pochylający się nad nią.
- Cześć! – powtórzył.
- Eee… cześć? – odparła Karen
próbując zorientować się w sytuacji.
- Powiem krótko i bez ogródek,
okej? – spytał blondyn.
- Okej? – odparła nadal niepewnie
dziewczyna, wytrzeszczając oczy na wszystkie strony.
- To spoko, słonko. Znajdujemy
się w twoim śnie. Ja jestem bogiem olimpijskim i twym zacnym tatulkiem. Jesteś
Herosem. Grozi ci niebezpieczeństwo ze strony potworów. Dostałem pozwolenie od
mojego ojca, Zeusa, by cię o tym poinformować. Musisz iść do Obozu Herosów, gdzie
cię przyjmą i wyszkolą. Tu masz adres.
Podał jej biało-złotą karteczkę,
na której dostrzegła piękne pismo. Kiedy próbowała ją przeczytać zdała sobie
sprawę, że nie może. I co na teraz zrobi?! Podniosła wzrok na chłopaka, ale ani
jego, ani ferrari nigdzie nie było widać.
'Jak zareagowałby normalny
człowiek na wieść o tym, że jego ojciec jest bogiem olimpijskim, i że jemu
samemu grozi niebezpieczeństwo? I dodatkowo dowiedziałby się o tym wszystkim ze
snu? Pewnie machnąłby na to ręką i zaczął się śmiać na samo wspomnienie o tym.
Tyle, że ja nie jestem normalnym człowiekiem. Jestem H e r o s e m. Mam wrażenie, że to, iż
obudziłam się z tą samą kartką o której śniłam w ręku (na której było napisane:
„Hej, słonko! / Adres to: / Wzgórze Herosów / Long Island, Nowy Jork / (800)
009-0009 / - Tatulek”) uzasadnia moją reakcję. A teraz jak głupia wspinam się
po tym piekielnym wzgórzu! – myślała Karen wchodząc na pagórek na którego
szczycie rosła ogromna sosna.
Nie wiedziała, że ta sytuacja na
zawsze odmieni jej życie.
Że teraz już nic nie będzie takie
samo.
Że rozpoczyna największą przygodę
swojego życia.
I że butelka wody, która dwa dni
temu wypadła z jej plecaka, nadal leży w kałuży połyskującej kolorowo benzyną…
Nie wierzę, że nie przerwałam w pólowie i nie poszłam grać w Wiedźmina!
OdpowiedzUsuńNice :3
Ogółem imię Karen kojarzy mi się z Karin, a Karin z taką dzi... eghem panią z Naruto której nie lubiłam
eee tak
Apollo widzę! Oh jak ja kocham tego boga, on jest świetny <3
Ogółem nie wiem jak to możliwe, ale powaga
herosowe ff wychodzi ci lepiej niż trybutowe o.O
Dobra tak po prostu jest xD
Dziękuję za dedykację! <3
To takie miłe :3
fuuu chyba właśnie sobie paznokcia zniszczyła...
nie jednak nie
tak jestem dziś nie ogarnięta
A Karen jest dziwna
a Cindy to suka xD
a Sophie przez "końską twarz" skojarzyła mi się z Chodakowską xD
no nic
weny
czekolady
udanych wakacji
i wszystkiego <3
Laciata <3 która idzie grać w Wieśka...
ej nie jakieś pytania miały być nie?
Emmm
Jak masz na imię, bo to mnie mega ciekawi? Marcela stalker xD
Ej nie Marcela mi nie pasuje. Niech będzie Marcelina, oke? xD
Grałaś/czytałaś Wiedźmina i wiesz jakie to zajebiste?
Nesta czy Lipton?
McD. czy KyFyCy?
Co teraz czytasz?
Co ty masz do koni, konie są fajne! *mówi ta co spadła z konia złamała rękę poczym po 4 latach wsiadła na tego konia i uznała, że jest najukochańszy w świecie*
No dobra lece do tego wieśka wilkołaki zabijać
Ej jeszcze
Wilkołaki vs wampiry?
^^
Laciata <3
Dziękuję!
UsuńZa
Komentarz!
I za to twoje nieogarnięcie! Nie wiem czemu, ale zawsze przyjemnie się czyta takie coś (nie, i nie chodzi tu tylko o to, że pociesza mnie taki tekst, że nie tylko ja jestem w stanie napisać coś takiego XD).
Karen jest dziwna, ale różni ludzie chodzą po świecie i to opowiadanie miało to pokazać.
Apolla widzę, Apolla widzę w tym teczu!
Super! Pytania!
Piersze: niech to na razie zostanie moją tajemnicą, ok? Obiecuję, że prędzej czy później to ujawnię.
Drógie: Nie, wiedźmin na raze pozostaje dla mnie jedną niewiadomą =(.
Czecie: Hmmm... powiedziełabym w pierwszym odruchu że Nestea, ale po zastanowieniu jednak Lipton.
Czfarte: Makuś!
Pionte: "Zaginiony symbol" Dana Browna.
Szuste: Czy ja mówiłam, że mam coś do koni? Jestem chińskim kuniem, ale to moja siosrta ma fisia na jego punkcie. Ja tam wolę smoki.
Śódme: Wampiry są lepsze, ale gdybym miała wybierać, to wolałabym być wilkołakiem.
Dzięki za pytania!
To taki trochę Libster, nie?
Okej
Wakacje = Nieogarnięta ja xD To norma xD
UsuńMiło ^^
Lubię Karen ale jest dziwna. Wiem, że tacy ludzie chodzą xD Każdy rodzaj człowieka po ziemi chodzi.
Apollo <3
Jasne spoko, rozumiem ;)
WIEDŹMIN JEST BOSKI I POLECAM CI Z CAŁEGO SERDUSZKA <3
Jaskier Bogiem, Geralt nałogiem, Yennefer zabawą a Ciri podstawą xD
Też kocham smoki, ale konie też są fajne <3
No z lekka xD
o jeszcze jedno
Morze czy góry? xD
Ja chcę przeczytać, ale jakoś nie mogę zacząć =(.
UsuńJaskier kojarzy mi się z igrzyskami (wiesz, ten gburowaty koteł), a Garalt z (bogowie brońcie przed tą książką) Rywalkami.
Ja smoki studiuję! Uwielbiam, ubóstwiam, ulubię!
Ostatnie pytanie - teraz jestem nad morzem. Ale, jeśli mam być szczera to, bardziej przemawiają do mnie góry.
Okej
Czyta się trochę ciężko ale zdecydowanie polecam
UsuńPo Wiedźminie zapomnisz o tym kocie i kimś tam z Rywalek. Będzie tylko Trubadur Jaskier i Geralt z Rivii!
O A propo smoków... Znasz jakieś fajne książki z nimi związane?
Oo gdzie nad morzem jesteś? * mieszka około 2 godziny od Zatoki Gdańskiej *
* jeśli ofc mogę spytać *
UsuńA propos smoków, to jestem w trakcie pisania książki o nich XD.
UsuńZbieram dużo materiałów, więc na pewno w baśnioborze znajdziesz jeden tom w całości z rezerwatem, w harrym potterze się pojawiają... nie wiem co jeszcze. Dużo tego jest, ale tak bezpośrednio o smokach to chyba nie koniecznie są. Może jeszcze Eragorn, ale nie czytałam.
Wiem, w jakim mieście mieszkasz XD. Okej stalker...
Ja jestem ok. 1 haliny od Gdyni, tyle że w drugą stronę.
Okej
* jest Serafina i Gra o Tron i Dziewiąty Mag, ale wszystko czytałam XD *
UsuńWiem że wiesz XD wiesz o mnie dwa razy więcej niż ja o tobie co w sumie jest dziwne XD
* udam że wiem gdzie jesteś * ale kojarzę w która stronę XD
Ogółem wiesz ze jak komuś coś mówię o blogu i wspominam o tobie to zawsze mówię na Ciebie Rolga a nie Okej?
Dla mnie Już na zawsze zostałaś Rolgą XD
P.S jakby co to ja mogę sobie to o smokach poczytać....
P.S2 sama mam w planach pisać o smokach. Nawet prolog jest xD
Przed tem napisałam komentarz, ale mi usunęło :( No trudno...
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobało. Może zrobisz do tego kontynuację? Byłoby fajnie! A poza tym, podobają mi się imiona, które nadajesz bohaterom. Skąd ty je bierzesz?
Pojawił się nowy post na moim blogu fotograficznym i tym o herosach. Zapraszam do siebie! :)
Margines: Czytałaś "Dary Anioła"?
Ja byłam na wakacjach w górach. Moja rodzina tam mieszka. Moja babcia miała 8 dzieci, którzy mają łącznie około 30 dzieci, a dzieci dzieci mają 8 dzieci. Ta, wiem, to skomplikowane. Moja mama była najmłodsza... No, niektórzy kuzyni mają już dzieci. Ja i mój brat jesteśmy najmłodsi z kuzynów...
A ty, jak dużą masz rodzinę? ;)
Pozdro i zapraszam do mnie :)
Uuuu... współczuję.
UsuńSuper, że ci się podobało, ale kontynuacji nie będzie. Nie mam na nią pomysłu, a nie wszystkie opowiadania muszą być wielo częściowe.
Zamiast tego będzie Córka Wojny.
Ok, zaraz do ciebie polecę (na moim jednorożcu).
Tak, czytałam, ale było to trochę dziwne. Chyba wiesz o co mi chodzi, prawda?
Moja rodzina od strony mamy jest mała, bo złożona prawia całkowicie z jedynaków lub rodzeństwa dwuosobowego.
A od strony taty to jest nas troszeczkę więcej =D.
Dobra, ja dzisiaj wstawiam post, więc wiesz... oczekuję, że będziesz.
Okej