Windą w dół.
Sala najwyraźniej znajdywała
się pod ziemią.
Nie było okien. Stały tam
przeróżne stoiska. Przy wielu można się było nauczyć posługiwania bronią. Przy
innych były rzeczy bardziej ludzkie na przykład, jak rozniecić ognisko.
Postanowiłam, że na początek skieruję się do tamtego stanowiska.
Jednak na
razie mieliśmy się zebrać całą dwudziestką czwórką przed dobrze zbudowanym
mężczyzną - Todem. Wyjaśnił nam zasady panujące na sali. Nie zabijać. Nie
krzywdzić. Celować tylko do manekinów i tarcz. Nie niszczyć sprzętu, którego
przeznaczeniem nie jest zniszczenie. I wszystkie inne uwagi, pod groźbą
zabrania przez Strażników Pokoju do ciasnego pokoju i tam spędzenia reszty dni
do igrzysk, na których się naturalnie wystąpi. Dodatkowo pewnie zabiją ci całą
rodzinę. Ale to taki szczególik.
Kiedy mężczyzna puścił nas
od razu skierowałam się do wybranego wcześniej stanowiska. Stojąca tam kobieta pokazała mi
różne sposoby, a ja uważnie słuchałam, co jakiś czas kiwając głową. Przez
godzinę udało mi się rozpalić siedemnaście różnych rodzajów. Znałam się na
drewnie i jego rozpoznawaniu, przez co nie miałam z tym trudności. Stoiskowa
mnie pochwaliła, a ja poszłam uczyć się rozpoznawać rośliny. Więcej niż godzinę studiowałam zielnik, próbując się nauczyć na pamięć
choćby paru roślin. Mężczyzna stojący na punkcie dodatkowo pokazywał mi niektóre,
a ja musiałam określić, czy jadalna. Tych jadalnych miałam możliwość spróbować. Niektóre były wyjątkowo gorzkie, albo słone, przez co w normalnym życiu bym ich nie tknęła. Ale arena rządzi się własnymi planami...
Udałam się również do
stoiska kamuflażu, gdzie mi, krótko mówiąc, nie wychodziło. choć to raczej delikatnie powiedziane. Byłam fatalna. Nałożyłam kupkę błota na rękę
i rozprowadziłam, ale po wyschnięciu skorupka popękała i spadła mi z ręki.
Gałęzie we włosach się nie trzymały, ale przynajmniej bardzo dobrze się bawiłam.
Unikałam
stoisk z bronią wielkim łukiem.
Kiedy chciałam podejść do
stoiska z pleceniem mat, głos z głośnika oznajmił, że zbliża się pora obiadu.
Ruszyłam w stronę drzwi, za zawodowcami, którzy śmiali się i żartowali.
Ciekawe, czy będzie im tak śmiesznie na arenie. Chociaż im pewnie będzie… Przed
oczami pojawił mi się widok paru z nich, jak po kolei przebijali się nawzajem
włócznią, a krew tryskała wszędzie, pokrywając rośliny czerwoną warstwą.
Przystanęłam i zamknęłam oczy. Nie, nie, nie… proszę, niech mnie to nie nęka. Złapałam
się za głowę. Słyszałam, że wielu oszalało, po wejściu na arenę, ale przed tym wydarzeniem
to chyba jednak przesada, prawda?
W windzie znalazłam się z
osobami z piątego, dziewiątego i dziesiątego dystryktu. Większość z nich pewnie
zdaje sobie sprawę, że mogą zginąć w najbliższych dniach. Mimo to ćwiczą
zabijanie, aby jeszcze wrócić do rodziny. Serdecznie im tego życzę, ale wiem,
że tylko jednemu może się to udać. Najbardziej chcę, by Vin wygrał, ale czy nie
dlatego, że jego choć trochę znam?
Znać… warto ich wszystkich
poznać, choćby dlatego, by wiedzieć, po kim się czego spodziewać. I aby
wiedzieć, komu kibicować. Zakładam, że i tak zginę przy Rogu Obfitości, więc nie zobaczę ich śmierci. A
może arena będzie mi na rękę i będzie tam dużo drzew?
„Pamiętaj, co w życiu jest
najważniejsze…” powiedział tata. Może chodziło mu o miłość do drugiego człowieka?
Możliwe… po raz kolejny łzy napłynęły mi do oczu. Tata... czy wie, że o nim
myślę? Już dawno pogodziłam się, że już go nie spotkam. Może chodziło mi o
bezsilność, jaką odczuwałam w stosunku do świata i potęgi losu? Boże, jaką ja jestem beksą...
Inni trybuci
popatrzyli się na mnie, jakbym oszalała. Może to była prawda? W końcu, normalni
ludzie nie wybuchają nagle płaczem. Jakaś jasnowłosa dziewczyna z dziewiątego
dystryktu, chyba Cegwa, złapała mnie za ramiona i przytuliła. „Wszystko dobrze,
wszystko jest dobrze.” - mówiła. Tylko, że to nie jest prawda. Nic nie jest
dobrze, bo znalezienie się na Głodowych Igrzyskach n i e
j e s t d o b r e. Odtrąciłam ją
delikatnie i szybko wysiadłam na swoim piętrze.
Weszłam do jadalni i
usiadłam przy stole, nie czekając na nikogo. Oparłam łokcie o stół i włożyłam
twarz w dłonie. Chyba miałam gorączkę. Czy przeziębieni mogą startować w Igrzyskach?
No pewnie, że tak, głupie pytanie. Jak osoby bez ręki mogą, to tacy tym
bardziej.
Chyba oszalałam.
Przed wejściem na arenę.
Mera wyczytała moje
nazwisko po raz drugi.
Czy moim przeznaczeniem, napisanym przez Snowa, nie było
od początku wystąpienie w igrzyskach? Dlatego, że dziadek wygrał, chcieli, aby
mimo to cierpiał, kiedy jego wnuczka będzie walczyć na śmierć i życie? Ale
dziadek zmarł, zanim mnie zobaczył, próbującą nie oszaleć. Jednak czy umierając
nie wiedział, że i tak mnie wylosują? Przy moich pierwszych dożynkach jeszcze
był i zobaczył, jaka jest potęga Kapitolu. Zastanawiam się, czy oni nie
fałszują wyników i od początku jest wiadomo, kto wystąpi na igrzyskach. Bo dwa
razy pod rząd, to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę, ile jest osób w moim dystrykcie.
Pewnie szalę przeważył nasz upór, kiedy nie chcieliśmy oddać domu. Mój udział
był przesądzony.
- Cześć, jak się czujesz? -
spytał Vin wchodząc.
Machnęłam ręką, informując, że tak sobie.
- Tylko raz cię
widziałem wtedy na treningu, kiedy stałaś przy ogniu. Nie ćwiczyłaś walk? - na
stoliczku przed telewizorem leżał notes, więc wstałam i wzięłam go. Napisałam:
- „Nie chcę zabijać. A jeżeli nie będę tego umieć, to tego nie zrobię.”
Vin uśmiechnął się trochę z pobłażliwością.
- A jeżeli
będziesz musiała bronić życia, zabijając kogoś? - zadał mi pytanie, które chyba
sama ciągle sobie zadawałam. Co w takiej sytuacji? Mogę sobie obiecywać, że nic
nikomu nie zrobię, ale kiedy moje życie zawiśnie na włosku, instynktownie będę
próbowała je chronić. Nawet za cenę nie zmywalnie pobrudzonego sumienia. Jednak
napisałam w notesie:
- „Pewnie zginę. Chyba nie
potrafiłabym żyć, ze świadomością, że ktoś inny przeze mnie tego nie może.”
- Jesteś pewna?
- „Nie. Ale czy ty byś potrafił?”
Umilkł. Na pewno zadał sobie to pytanie. Super. Zaczęłam nawracać ludzi. Jeszcze
tylko 22 i Igrzyska można odwołać.
Awoksa przyniosła makaron w
jakimś białym sosie. Chyba był tam boczek. Mimo, że czekaliśmy jeszcze na dwie
osoby, nałożyłam sobie cały talerz. Vin uczynił to samo. Jedliśmy w milczeniu. Albo
Vin jadł w milczeniu, ja przecież nie miałam wyboru.
Zaczęłam się zastanawiać, co
robią te dwie kobiety cały dzień. Czy rozmawiają z sponsorami? Może chodzą na
jakieś bankiety z okazji 49 igrzysk? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Kiedy
zjadłam pół talerza, zdałam sobie sprawę, że już się najadłam. Mery i Oriane
jeszcze nie było. Co mam zrobić? Zjechać na dół i dalej ćwiczyć, czy zostać na
górze i poczekać na dalsze instrukcje?
Tyko, że mi się nie chce. Podczas obiadu wpadłam na pomysł, co
mogłabym jeszcze potrenować na sali i nie mogłam się
doczekać, jak to wyjdzie. Toteż bez zastanowienia uciekłam do windy i zjechałam na dół. Na sali było
kilka osób, którzy już skończyli jeść obiad albo jeszcze nie zaczęli.
Warto poznać…
Spojrzałam się w górę.
Tak! Mój plan wejdzie w życie. Poszukałam słupa.
Ot, najnormalniejszy, ceglano-betonowy słup, podtrzymujący strop. Taki zwykły. Pomalowany chropowato-piaskowatą farbą.
Najbliższy stał przy stoisku z
robieniem mat. Tak jak myślałam.
Gwoli ścisłości. Pod
sufitem mieściła się czarna kratka, z średniej wielkości dziurami. Jak mi się wcześniej wydawało, pomiędzy nią a sufitem była odległość dwóch leżących mnie. Trzymała
się na hakach wbitych w sufit, a na niej wisiały wszystkie sprzęty zwisające. Wyglądała
na bardzo wytrzymałą.
Jednak przy słupach miała szpary. Szpary były trochę szersze...
Miałam wrażenie, że się przez nie przecisnę.
Czemu by
nie spróbować od razu? Podeszłam do słupa. Objęłam go rękami. Był
gruby, ale chyba dam radę się po nim wspiąć. Złapałam się mocniej i podniosłam nogi,
tym samym obejmując nimi słup. Zaczęłam wspinać się, tak jak po drzewach o małej liczbie gałęzi. Lata ćwiczeń sprawiły, że nie było
to trudne, więc w mgnieniu oka znalazłam się przy kratce. Ledwo przecisnęłam się
pomiędzy słupem a nią, ale w końcu się udało.
Znalazłam się na górze. Patrząc poziomo, wyglądało,
jakbym znalazła się na innej podłodze, jednak po spojrzeniu w dół uznałam, że
jest tu świetny widok. Nikt nie zdołałby mnie tu dosięgnąć, chyba że ten
trzynastolatek, ale on wyglądał na takiego, co raczej nie umie się wspinać. Zaczęłam się czołgać, choć
poszło mi to opornie. Kratka nie wydawała dźwięków, więc robiłam to niemal
bezgłośnie. Jednak bardzo było mi niewygodnie. Tak, zdecydowanie musiałam
nauczyć się czołgać...
Najlepiej szybko.
҉
PRZEPRASZAM!!!
Byłam na obozie, zero netu, zero dostępu do świata. Wracam, patrzę, czy nie ma komentarzy, a wtedy...
Mam ochotę się zadźgać szczoteczką.
Bez sensu zaufałam automatowi...
Ale już jest.
A w trakcie roku będą co tydzień.
Mam nadzieję, że się spodoba. Jak dla mnie jest okej.
Liczę na komentarze (choćby takie zawierające treści mające mniej więcej na celu zabicie mnie. Ale w tym wypadku liczę na kreatywność)!
Byłam na obozie, zero netu, zero dostępu do świata. Wracam, patrzę, czy nie ma komentarzy, a wtedy...
Mam ochotę się zadźgać szczoteczką.
Bez sensu zaufałam automatowi...
Ale już jest.
A w trakcie roku będą co tydzień.
Mam nadzieję, że się spodoba. Jak dla mnie jest okej.
Liczę na komentarze (choćby takie zawierające treści mające mniej więcej na celu zabicie mnie. Ale w tym wypadku liczę na kreatywność)!
Okej
Hej!
OdpowiedzUsuńMnie też dawno nie było na blogspocie...
Coraz bliżej szkoły...
Morderstwo mogło by wyładować stres...
BUAHAHAHA.
A może po prostu się ogarnę i napiszę ten rozdział o Herosach?
Ale śmierć bardziej do mnie przemawia...
Przepraszam serdecznie za moje rozdwojenie jaźni :)
Rozdział super, jestem coraz bardziej podekscytowana i coraz bardziej nie mogę doczekać się nexta :D
Hejka, do zobaczenia.
Wkrótce dodam jakiś rozdział do Herosow :D
Hej!
UsuńDzięki za komentarz! Trochę się jednak nie zgadzam z twoim poprzednim i coraz większą liczbą czytelników... rozdział parę dni, a jedynie ty lojalnie go przeczytałaś...
Nie mogę się doczekać nowego u ciebie!
Okej
Przepraszam bardzo, stare, dobre koleżanki, to co? Myślisz, że lojalnie nie czytają twoich rozdziałów? Ta zniewaga krwi (no może nie krwi, ale czegoś na pewno xd) wymaga!
Usuń- stary, dobry Siemek
Stary, dobry Siemku!
UsuńJak zwykle zaczęłam się chichrać na widok twojego komentarza.
Fajnie, że czytasz.
Okej