13 grudnia 2015

Rozdział 16. Rozmowa

Siedziałam na kanapie w salonie naszego apartamentu i oglądałam powtórkę z wywiadów. Obok siedzieli inni, ale ich ignorowałam. Ekipa przygotowawcza zmyła już ze mnie wszystkie świństwa i ponownie czułam się tak jak ja. Prawie. Włosy nadal były krótkie, ale zaczynałam się już do tego przyzwyczajać. Stawały się częścią mnie.
Wydawało mi się, że wyszłam znacznie gorzej, ale po obejrzeniu całości stwierdziłam, że zachowywałam się nawet inteligentnie. Co więcej, skromnie mówiąc wykazałam się jako takim talentem aktorskim. W momentach, gdzie się wahałam, teraz oglądając to, widziałam, że potrafiłam to dobrze ukryć. No i całkowicie nie miałam tremy. Może mogłabym być aktorką? Tssa. Niemową. Może w innym życiu.
Po mnie był Vin. Trochę się jąkał i dopiero teraz doceniłam Dueta, który swoimi pytaniami sprowadzał go z powrotem wśród żywych. Następnie na scenę weszła Abba, która zachowywała się, jakby miała naprawdę wielką tremę. Do tego trochę przewyższała Dueta, który nie był niski. Jej partner z dystryktu, Vaio, w czasie wywiadu nadal nie był do końca zdecydowany, jaką taktykę obrać. Cegwa zachowywała się bardzo sympatycznie, ale jednocześnie próbowała pokazać, że wygra. Jacobowi przypadła rola dobrze zorientowanego i inteligentnego, jakim rzeczywiście był. Duet spytał się raz o jego brata, a on tylko powiedział „Nie chcę o tym mówić.” Delazar zdawał się być przerażony wszystkim co go otaczało. A Erika zachowała się… jak Erika. Po prostu była sobą, cokolwiek miałoby to znaczyć. Paris z jedenastki popłakała się w trakcie i nie potrafiła przestać. Zdjęli ją przed końcem. Naprawdę współczuję. A Pascal zachował się całkowicie inaczej. W środku wywiadu zaczął się niepohamowanie śmiać. Oni są dziwni. Chłopakowi z dwunastki, Jetowi poszło naprawdę bardzo dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że był dwudziesty trzeci. Dziewczyna z jego dystryktu sprawiała wrażenie mało inteligentnej, chociaż wyglądała pięknie w czekoladowej sukience do ziemi. Nazywała się Kakao, więc sukienka naprawdę jej pasowała. Chuda jak szczapa i mało umięśniona. Mogę się założyć, że inni myślą, że niedługo przetrwa.
Po obejrzeniu programu i po wysłuchaniu wielu pochwał, jakimi darzyli mnie wszyscy mówiąc o moim wdzięku i umiejętności zjednania sobie widzów mimo braku wymowy, po moim gigantycznym zaczerwienieniu i chęci zapadnięcia się pod ziemię, usiedliśmy do stołu, aby spożyć wieczorny posiłek, który przynieśli nam niemi służący. Dziś mogłam wyróżnić ogrom najróżniejszych sałat i sałatek, ale pomimo tej wielkiej ilości i skrętów głodnego żołądka ledwie przełykałam jedzenie przez zaciśnięte gardło, bo ciągle myślałam nie tylko o dniu dzisiejszym, który mocno mnie z początku stresował, ale i o dniu jutrzejszym, przez który straciłam umiejętność przełykania.
Już jutro. Arena. Koniec. Śmierć. Płacz. Głód. Śmierć. Koniec. Krew. Wspominałam o śmierci?
W myślach widziałam obrazy, jak któryś trybut zabija innego. Chyba wolę zginąć nim to wszystko zobaczę. Naprawdę, szybsze zejście z podestu zaczyna się wydawać dobrym pomysłem.
Dłubię w ryżu z sałatki majonezowej, próbując nabić jedno ziarenko na ostrze widelca. Dlaczego świat jest taki okrutny? Przecież nic nie jest winą dzieci. Nic im nie zrobiliśmy. Czterdzieści dziewięć lat temu owszem, ale teraz? Jak ktoś czuje się zagrożony, rzeczywiście zaczyna takim być, bo stara się utrzymać pozycję. Pewnie gdyby Kapitol nie organizował Głodowych Igrzysk, nie byłoby tylu myśli o wszczęcie buntu. Ludzie są niezadowoleni, z ginących co roku dzieci.
- Eweo, czy coś się stało? - spytała się Oriane.
Kręcę głową. I znów się przyłapuję na kłamstwie. Oczywiście, że coś się stało, jutro już nie będę żyć.
Oriane kiwa głową, a ja, podnosząc na chwilę wzrok znad talerza, wyczytuję z jej twarzy, że doskonale wie co mi jest. Ponownie wracam wzrokiem w talerz i próbuję nabić kolejne ziarenko. Co jakiś czas wkładam do buzi pusty widelec. Przy stole panuje cisza, przerywana tylko szczękiem srebra o porcelanę. Nikt nic nie mówi, co jest bardzo dziwne, zważywszy na to, że jestem w Kapitolu. Nie wytrzymuję. Wstaję i odnoszę talerz do kuchni, choć doskonale wiem, że mogą to zrobić za mnie awoksi. Idąc do pokoju łapię jakąś bułkę.
Padam na łóżko, które jak zwykle opatula mnie z początku zimną pościelą. Leżę tak chwilę, po czym zdaję sobie sprawę, że to głupie. Wstaję więc i idę pod prysznic. Ustawiam odpowiedni program, a po chwili zaczyna na mnie padać wrzący deszcz. Delektuję się chwilą. To mój ostatni raz, kiedy czuję się tak jak człowiek pod gorącym prysznicem. Znaczy się, kiedy jestem pod prysznicem, rzecz jasna. Siadam na posadzce i odchylam głowę do tyłu. Patrzę na spadające krople. Czuję, jak woda parzy moją skórę. Jednak wiem, że to pomaga mi się utrzymać przy zdrowych zmysłach, na Ziemi.
Śmierć i krew. To rzeczy będące na porządku dziennym. Krew powoduje, że możemy żyć. Transportuje składniki odżywcze do wszystkich miejsc w ciele. Teraz dzięki swojemu kolorowi sprawia, że moja skóra jest czerwona. Jest dobra. Zawsze. Jej brak powoduje śmierć. Więc tryskając może być zapowiedzią śmierci. To znak, że ciało zostało naruszone, być może nieodwracalnie. A śmierć też nie zawsze jest zła. Czasami przynosi ulgę w bólu. Jest niezbędna. Gdyby nie ona, nie docenialibyśmy życia…
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak wyjeżdżam na podest. Światło mnie oślepia, a ja rozglądam się po otoczeniu. Wyobrażam sobie różne możliwości. Dookoła przepaść. Albo woda. Albo las. Góry. Wyspy. Mnóstwo różnych rzeczy może tam się znaleźć. Nawet śnieg.
Albo ogień.
Wtarłam w ciało żel pod prysznic o zapachu owoców leśnych. Lubię ten zapach. Zaśmiałam się. Gdybym spotkała na arenie poziomki, może życie nie byłoby takie straszne?
Wyszorowałam zęby i wyszłam z łazienki. Spojrzałam się na zegarek. Jak długo tam siedziałam? Minęła godzina. Kiedy zgasiłam światło, od razu padłam na łóżko. Moja ostatnia noc. Albo moja ostatnia noc w łóżku. Cóż, trzeba korzystać. Zacisnęłam powieki, oczekując na sen.
Nic.
Sen nie przychodzi. Przekręcam się z jednego boku na drugi. Jest mi strasznie ciepło. Znów się przekręcam w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Odwracam poduszkę na drugą stronę, tę zimniejszą. I kołdrę również. Nadal nic. Idź spać! Krzyczy cały mój mózg. Przekręcam się na drugą stronę, tak, że teraz moje nogi spoczywają na puchowej poduszce. Ta metoda również nie odniosła zamierzonych skutków.
Moje bose stopy cicho dotykają powoli czarnych, plastikowych schodów. Schodzę powoli. Światło jest zapalone, więc wiem, że ktoś jest na dole. Pewnie Vin nie może spać i myśli, patrząc przez okno. Staram się iść jak najciszej. Mimo woli muszę się przyznać, że chcę go przestraszyć. Idę wzdłuż ściany, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Docieram do salonu nie powodując ani jednego skrzypnięcia. Kiedy wychylam się zza drzwi dostrzegam postać stojącą przy oknie. Ale to nie jest Vin.
To Oriane.

Gwałtownie stanęłam. Kogo jak kogo, ale jej się tu nie spodziewałam.
- Nie możesz spać? – spytała się kobieta, nawet nie patrząc przez ramię. Nie mam pojęcia, skąd wie, że tu jestem. Kiwnęłam głową, bo co innego miałabym zrobić w takiej sytuacji?
- Chodź, stań obok mnie. – Kiedy wykonuję polecenie, opieram się łokciami o parapet.
- Tak myślałam, że przyjdziesz.
Jestem aż tak przewidywalna?
- Och, nie martw się. Często nikt nie może spać. Zwłaszcza na dzień przed igrzyskami. Pamiętasz, jak Vin się pytał, czy mam dla was jakieś wskazówki?
Kiwnęłam głową.
- Spotkałam go w nocy, a on spytał się ponownie. Dałam mu parę wskazówek. Uważam, że byłoby niesprawiedliwie, gdyby on takie miał, a ty nie.
Ponownie kiwam głową.
- Ale ty potrzebujesz innych wskazówek. Wiem, że nie chcesz walczyć. I nie zaprzeczaj. Wiem wiele rzeczy. – zrobiłam bardzo zdziwioną minę. - Och, bez przesady. Naprawdę uważasz mnie za głupią? Znam twój plan. Swoje igrzyska wygrałam właśnie dzięki podobnym umiejętnościom. Wiedziałam o wszystkim, co zamierzali moi wrogowie.
Tak naprawdę nigdy się nie zastanawiałam, jak wygrała swoje igrzyska. Zawsze była dla mnie trochę przerażająca. A wiadomość, że umie czytać w myślach jakoś mnie nie podniosła na duchu.
- Przejdźmy do rzeczy. Kiedy się znajdziesz na arenie, nie schodź przed czasem z podestu. To pewnie wiesz, ale zawsze wato przypomnieć. – mrugnęła do mnie. - Po gongu radzę ci zdobyć coś spod rogu. Najlepiej by było, najpierw wybrać sobie cel. Abyś miała do czego biec. Bo bieg do rogu bez celu jest po prostu głupi. Jeżeli jednak masz wrażenie, że ci nie wyjdzie, to zapamiętaj jedną rzecz: jeżeli jesteś pewna przegranej, przegrasz.
Pięknie. Po prostu pięknie. Ja jestem pewna, że przegram.
- Potem uciekaj w las. Zawsze jakiś gdzieś jest. Tam będziesz silniejsza. Wykorzystuj atuty, jakimi jest na przykład twoja umiejętność chodzenia po drzewach, ale przede wszystkim myśl. Sponsorzy nagradzają pomysłowe rozwiązania bardzo hojnie. Nie oddalaj się jednak za daleko od innych trybutów. Wtedy będziesz narażona na niespodzianki areny.
Dobrze wiedziałam dlaczego. Wtedy zaganiają nas jak bydło, abyśmy się zabijali. A zaganiają za pomocą innych niebezpieczeństw.
- Znałam twojego dziadka. Dzięki niemu wygrałam.
Zdziwiła mnie ta nagła zmiana tematu. Tak, mój dziadek był mentorem Oriane. Nad tym też się nigdy nie zastanawiałam. A potem spotykała go na każdych igrzyskach. Dlatego była na jego pogrzebie. 
- Wielu zwycięzców po igrzyskach popada w nałogi. A on nie – ciągnęła. – Życie zwycięzców jest trudne, zbyt trudne – dodała, mówiąc do siebie, i zapatrzyła się daleko za horyzont, ponad kolorowe dachy Kapitolu.
Zdałam sobie sprawę, że rozmowa się skończyła, więc cicho się wycofałam. W pokoju zobaczyłam na szafce nocnej bułkę. Zapomniałam o niej. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu, więc złapałam ją i pogryzałam. W środku był budyń, więc naprawdę pasowałaby ona do mleka. Umyłam ponownie zęby i zgasiłam światło. Tym razem nie miałam problemów z zaśnięciem. Kiedy tylko zamknęłam oczy, opadłam w ramiona Morfeusza.
O dziwo, nic mi się nie śniło.
҉

Hej!
To ja!
I rozdział!
Cieszę się, że go widzisz!
Może w związku z tym napiszesz komentarz?
Taaak. To by było miłe…
Ogólnie w tym rozdziale otrzymaliście odpowiedzi na parę pytań. Chyba. Mam nadzieję że was nie zanudziłam…
Ale mam dobra wieści. W następnym rozdziale ARENA!
Widzę, jak tańczycie ze szczęścia…

Okej

2 komentarze:

  1. Bardzo dobra część. Mam tylko uwagę o to wymienianie trybutów. Nie sądzę, żeby ktokolwiek się połapał tutaj i poprzednio. Jak już opisujesz wszystkich, to porządnie, nie na jedno zdanie.
    Znalazłam również powtórzenie, które mnie dosyć raziło: "Teraz dzięki swojemu kolorowi sprawia, że moja skóra jest teraz czerwona." Drugie "teraz" zupełnie niepotrzebne, a "sprawia" zostało użyte dwa zdania wcześniej.
    Teraz przejdźmy do pozytywów:
    - Oriane coraz bardziej zyskuje w moich oczach (w przeciwieństwie do Vina, który wciąż traci). Fajne jest jej to "czytanie w myślach".
    - Ewea znowu jest normalna. Nawet jeśli jest nieco roztrzęsiona, bo to normalne w jej sytuacji.
    - Następna będzie arena! Już się nie mogę doczekać jak ją przedstawisz. Mam nadzieję, że wymyślisz coś ciekawego.
    Tak więc (w końcu można tak zaczynać zdanie? Bo dwie polonistki u mnie w szkole się o to kłócą.) pozdrawiam i czekam na następną część.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze. Zapamiętam to sobie na przyszłość.
      Powtórzenie poprawiłam i dziękuje za jego wskazanie.
      Oriane rządzi! żałuję, że nie wprowadziłam więcej o tej postaci, ale może kiedyś (tylko może) napiszę krótkie opowiadanko o jej igrzyskach...
      Arena już jest!
      Okej

      Usuń