Siedziałam
na kanapie w salonie naszego apartamentu i oglądałam powtórkę z wywiadów. Obok
siedzieli inni, ale ich ignorowałam. Ekipa przygotowawcza zmyła już ze mnie
wszystkie świństwa i ponownie czułam się tak jak ja. Prawie. Włosy nadal były
krótkie, ale zaczynałam się już do tego przyzwyczajać. Stawały się częścią
mnie.
Wydawało
mi się, że wyszłam znacznie gorzej, ale po obejrzeniu całości stwierdziłam, że
zachowywałam się nawet inteligentnie. Co więcej, skromnie mówiąc wykazałam się
jako takim talentem aktorskim. W momentach, gdzie się wahałam, teraz oglądając
to, widziałam, że potrafiłam to dobrze ukryć. No i całkowicie nie miałam tremy.
Może mogłabym być aktorką? Tssa. Niemową. Może
w innym życiu.
Po
mnie był Vin. Trochę się jąkał i dopiero teraz doceniłam Dueta, który swoimi
pytaniami sprowadzał go z powrotem wśród żywych. Następnie na scenę weszła Abba,
która zachowywała się, jakby miała naprawdę wielką tremę. Do tego trochę
przewyższała Dueta, który nie był niski. Jej partner z dystryktu, Vaio, w
czasie wywiadu nadal nie był do końca zdecydowany, jaką taktykę obrać. Cegwa
zachowywała się bardzo sympatycznie, ale jednocześnie próbowała pokazać, że
wygra. Jacobowi przypadła rola dobrze zorientowanego i inteligentnego, jakim
rzeczywiście był. Duet spytał się raz o jego brata, a on tylko powiedział „Nie
chcę o tym mówić.” Delazar zdawał się być przerażony wszystkim co go otaczało.
A Erika zachowała się… jak Erika. Po prostu była sobą, cokolwiek miałoby to
znaczyć. Paris z jedenastki popłakała się w trakcie i nie potrafiła przestać.
Zdjęli ją przed końcem. Naprawdę współczuję. A Pascal zachował się całkowicie
inaczej. W środku wywiadu zaczął się niepohamowanie śmiać. Oni są dziwni. Chłopakowi
z dwunastki, Jetowi poszło naprawdę bardzo dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę
to, że był dwudziesty trzeci. Dziewczyna z jego dystryktu sprawiała wrażenie
mało inteligentnej, chociaż wyglądała pięknie w czekoladowej sukience do ziemi.
Nazywała się Kakao, więc sukienka naprawdę jej pasowała. Chuda jak szczapa i
mało umięśniona. Mogę się założyć, że inni myślą, że niedługo przetrwa.
Po
obejrzeniu programu i po wysłuchaniu wielu pochwał, jakimi darzyli mnie wszyscy
mówiąc o moim wdzięku i umiejętności zjednania sobie widzów mimo braku wymowy,
po moim gigantycznym zaczerwienieniu i chęci zapadnięcia się pod ziemię,
usiedliśmy do stołu, aby spożyć wieczorny posiłek, który przynieśli nam niemi
służący. Dziś mogłam wyróżnić ogrom najróżniejszych sałat i sałatek, ale pomimo
tej wielkiej ilości i skrętów głodnego żołądka ledwie przełykałam jedzenie
przez zaciśnięte gardło, bo ciągle myślałam nie tylko o dniu dzisiejszym, który
mocno mnie z początku stresował, ale i o dniu jutrzejszym, przez który
straciłam umiejętność przełykania.
Już
jutro. Arena. Koniec. Śmierć. Płacz. Głód. Śmierć. Koniec. Krew. Wspominałam o
śmierci?
W
myślach widziałam obrazy, jak któryś trybut zabija innego. Chyba wolę zginąć
nim to wszystko zobaczę. Naprawdę, szybsze zejście z podestu zaczyna się
wydawać dobrym pomysłem.
Dłubię
w ryżu z sałatki majonezowej, próbując nabić jedno ziarenko na ostrze widelca.
Dlaczego świat jest taki okrutny? Przecież nic nie jest winą dzieci. Nic im nie
zrobiliśmy. Czterdzieści dziewięć lat temu owszem, ale teraz? Jak ktoś czuje
się zagrożony, rzeczywiście zaczyna takim być, bo stara się utrzymać pozycję.
Pewnie gdyby Kapitol nie organizował Głodowych Igrzysk, nie byłoby tylu myśli o
wszczęcie buntu. Ludzie są niezadowoleni, z ginących co roku dzieci.
-
Eweo, czy coś się stało? - spytała się Oriane.
Kręcę
głową. I znów się przyłapuję na kłamstwie. Oczywiście, że coś się stało, jutro już
nie będę żyć.
Oriane
kiwa głową, a ja, podnosząc na chwilę wzrok znad talerza, wyczytuję z jej
twarzy, że doskonale wie co mi jest. Ponownie wracam wzrokiem w talerz i
próbuję nabić kolejne ziarenko. Co jakiś czas wkładam do buzi pusty widelec.
Przy stole panuje cisza, przerywana tylko szczękiem srebra o porcelanę. Nikt
nic nie mówi, co jest bardzo dziwne, zważywszy na to, że jestem w Kapitolu. Nie
wytrzymuję. Wstaję i odnoszę talerz do kuchni, choć doskonale wiem, że mogą to
zrobić za mnie awoksi. Idąc do pokoju łapię jakąś bułkę.
Padam
na łóżko, które jak zwykle opatula mnie z początku zimną pościelą. Leżę tak
chwilę, po czym zdaję sobie sprawę, że to głupie. Wstaję więc i idę pod
prysznic. Ustawiam odpowiedni program, a po chwili zaczyna na mnie padać wrzący
deszcz. Delektuję się chwilą. To mój ostatni raz, kiedy czuję się tak jak
człowiek pod gorącym prysznicem. Znaczy się, kiedy jestem pod prysznicem, rzecz
jasna. Siadam na posadzce i odchylam głowę do tyłu. Patrzę na spadające krople.
Czuję, jak woda parzy moją skórę. Jednak wiem, że to pomaga mi się utrzymać
przy zdrowych zmysłach, na Ziemi.
Śmierć
i krew. To rzeczy będące na porządku dziennym. Krew powoduje, że możemy żyć.
Transportuje składniki odżywcze do wszystkich miejsc w ciele. Teraz dzięki
swojemu kolorowi sprawia, że moja skóra jest czerwona. Jest dobra.
Zawsze. Jej brak powoduje śmierć. Więc tryskając może być zapowiedzią śmierci.
To znak, że ciało zostało naruszone, być może nieodwracalnie. A śmierć też nie
zawsze jest zła. Czasami przynosi ulgę w bólu. Jest niezbędna. Gdyby nie ona,
nie docenialibyśmy życia…
Zamknęłam
oczy i wyobraziłam sobie jak wyjeżdżam na podest. Światło mnie oślepia, a ja
rozglądam się po otoczeniu. Wyobrażam sobie różne możliwości. Dookoła przepaść.
Albo woda. Albo las. Góry. Wyspy. Mnóstwo różnych rzeczy może tam się znaleźć.
Nawet śnieg.
Albo
ogień.
Wtarłam
w ciało żel pod prysznic o zapachu owoców leśnych. Lubię ten zapach. Zaśmiałam
się. Gdybym spotkała na arenie poziomki, może życie nie byłoby takie straszne?
Wyszorowałam
zęby i wyszłam z łazienki. Spojrzałam się na zegarek. Jak długo tam siedziałam?
Minęła godzina. Kiedy zgasiłam światło, od razu padłam na łóżko. Moja ostatnia
noc. Albo moja ostatnia noc w łóżku. Cóż, trzeba korzystać. Zacisnęłam powieki,
oczekując na sen.
Nic.
Sen
nie przychodzi. Przekręcam się z jednego boku na drugi. Jest mi strasznie
ciepło. Znów się przekręcam w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Odwracam poduszkę
na drugą stronę, tę zimniejszą. I kołdrę również. Nadal nic. Idź spać! Krzyczy cały mój mózg.
Przekręcam się na drugą stronę, tak, że teraz moje nogi spoczywają na puchowej
poduszce. Ta metoda również nie odniosła zamierzonych skutków.
Moje
bose stopy cicho dotykają powoli czarnych, plastikowych schodów. Schodzę
powoli. Światło jest zapalone, więc wiem, że ktoś jest na dole. Pewnie Vin nie
może spać i myśli, patrząc przez okno. Staram się iść jak najciszej. Mimo woli
muszę się przyznać, że chcę go przestraszyć. Idę wzdłuż ściany, starając się
nie wydawać żadnych dźwięków. Docieram do salonu nie powodując ani jednego
skrzypnięcia. Kiedy wychylam się zza drzwi dostrzegam postać stojącą przy
oknie. Ale to nie jest Vin.
To Oriane.
Gwałtownie
stanęłam. Kogo jak kogo, ale jej się tu nie spodziewałam.
-
Nie możesz spać? – spytała się kobieta, nawet nie patrząc przez ramię. Nie mam
pojęcia, skąd wie, że tu jestem. Kiwnęłam głową, bo co innego miałabym zrobić w
takiej sytuacji?
-
Chodź, stań obok mnie. – Kiedy wykonuję polecenie, opieram się łokciami o
parapet.
-
Tak myślałam, że przyjdziesz.
Jestem aż tak
przewidywalna?
-
Och, nie martw się. Często nikt nie może spać. Zwłaszcza na dzień przed
igrzyskami. Pamiętasz, jak Vin się pytał, czy mam dla was jakieś wskazówki?
Kiwnęłam
głową.
-
Spotkałam go w nocy, a on spytał się ponownie. Dałam mu parę wskazówek. Uważam,
że byłoby niesprawiedliwie, gdyby on takie miał, a ty nie.
Ponownie
kiwam głową.
-
Ale ty potrzebujesz innych wskazówek. Wiem, że nie chcesz walczyć. I nie
zaprzeczaj. Wiem wiele rzeczy. – zrobiłam bardzo zdziwioną minę. - Och, bez
przesady. Naprawdę uważasz mnie za głupią? Znam twój plan. Swoje igrzyska
wygrałam właśnie dzięki podobnym umiejętnościom. Wiedziałam o wszystkim, co zamierzali
moi wrogowie.
Tak
naprawdę nigdy się nie zastanawiałam, jak wygrała swoje igrzyska. Zawsze była
dla mnie trochę przerażająca. A wiadomość, że umie czytać w myślach jakoś mnie
nie podniosła na duchu.
-
Przejdźmy do rzeczy. Kiedy się znajdziesz na arenie, nie schodź przed czasem z
podestu. To pewnie wiesz, ale zawsze wato przypomnieć. – mrugnęła do mnie. - Po
gongu radzę ci zdobyć coś spod rogu. Najlepiej by było, najpierw wybrać sobie
cel. Abyś miała do czego biec. Bo bieg do rogu bez celu jest po prostu głupi. Jeżeli
jednak masz wrażenie, że ci nie wyjdzie, to zapamiętaj jedną rzecz: jeżeli jesteś
pewna przegranej, przegrasz.
Pięknie.
Po prostu pięknie. Ja jestem pewna, że przegram.
-
Potem uciekaj w las. Zawsze jakiś gdzieś jest. Tam będziesz silniejsza.
Wykorzystuj atuty, jakimi jest na przykład twoja umiejętność chodzenia po
drzewach, ale przede wszystkim myśl. Sponsorzy nagradzają pomysłowe rozwiązania
bardzo hojnie. Nie oddalaj się jednak za daleko od innych trybutów. Wtedy
będziesz narażona na niespodzianki areny.
Dobrze
wiedziałam dlaczego. Wtedy zaganiają nas jak bydło, abyśmy się zabijali. A
zaganiają za pomocą innych niebezpieczeństw.
-
Znałam twojego dziadka. Dzięki niemu wygrałam.
Zdziwiła
mnie ta nagła zmiana tematu. Tak, mój dziadek był mentorem Oriane. Nad tym też
się nigdy nie zastanawiałam. A potem spotykała go na każdych igrzyskach.
Dlatego była na jego pogrzebie.
- Wielu zwycięzców
po igrzyskach popada w nałogi. A on nie – ciągnęła. – Życie zwycięzców jest
trudne, zbyt trudne – dodała, mówiąc do siebie, i zapatrzyła się daleko za
horyzont, ponad kolorowe dachy Kapitolu.
Zdałam
sobie sprawę, że rozmowa się skończyła, więc cicho się wycofałam. W pokoju zobaczyłam
na szafce nocnej bułkę. Zapomniałam o niej. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu,
więc złapałam ją i pogryzałam. W środku był budyń, więc naprawdę pasowałaby ona
do mleka. Umyłam ponownie zęby i zgasiłam światło. Tym razem nie miałam
problemów z zaśnięciem. Kiedy tylko zamknęłam oczy, opadłam w ramiona Morfeusza.
O
dziwo, nic mi się nie śniło.
҉
Hej!
To ja!
I rozdział!
Cieszę się, że go widzisz!
Może w związku z tym napiszesz
komentarz?
Taaak. To by było miłe…
Ogólnie w tym rozdziale
otrzymaliście odpowiedzi na parę pytań. Chyba. Mam nadzieję że was nie
zanudziłam…
Ale mam dobra wieści. W
następnym rozdziale ARENA!
Widzę, jak tańczycie ze szczęścia…
Okej
Bardzo dobra część. Mam tylko uwagę o to wymienianie trybutów. Nie sądzę, żeby ktokolwiek się połapał tutaj i poprzednio. Jak już opisujesz wszystkich, to porządnie, nie na jedno zdanie.
OdpowiedzUsuńZnalazłam również powtórzenie, które mnie dosyć raziło: "Teraz dzięki swojemu kolorowi sprawia, że moja skóra jest teraz czerwona." Drugie "teraz" zupełnie niepotrzebne, a "sprawia" zostało użyte dwa zdania wcześniej.
Teraz przejdźmy do pozytywów:
- Oriane coraz bardziej zyskuje w moich oczach (w przeciwieństwie do Vina, który wciąż traci). Fajne jest jej to "czytanie w myślach".
- Ewea znowu jest normalna. Nawet jeśli jest nieco roztrzęsiona, bo to normalne w jej sytuacji.
- Następna będzie arena! Już się nie mogę doczekać jak ją przedstawisz. Mam nadzieję, że wymyślisz coś ciekawego.
Tak więc (w końcu można tak zaczynać zdanie? Bo dwie polonistki u mnie w szkole się o to kłócą.) pozdrawiam i czekam na następną część.
Aga
Dobrze. Zapamiętam to sobie na przyszłość.
UsuńPowtórzenie poprawiłam i dziękuje za jego wskazanie.
Oriane rządzi! żałuję, że nie wprowadziłam więcej o tej postaci, ale może kiedyś (tylko może) napiszę krótkie opowiadanko o jej igrzyskach...
Arena już jest!
Okej