13 marca 2016

Rozdział 29. Srebro też się czasem przydaje

- O cholera – wrzasnął Jacob, gdy na chwilę odwrócił głowę. – Już za nami!
Odwróciłam się i też miałam ochotę przekląć, znacznie gorzej niż chłopak.
Już widać było pierwszą linię przewracających się drzew.
Pamiętam, jak gdy w dystrykcie, gdy ścinaliśmy drzewa, jedno spadło na takiego jednego faceta. Zginął na miejscu, przygnieciony przez pień. Wówczas drzewo nie było szczególnie duże, ale te tutaj…
Po raz pierwszy odkąd byłam na arenie czułam taki strach, że w moich żyłach krążyła czysta adrenalina.
Biegliśmy dalej, tyle, że teraz nie za rękę. Każde dbało o siebie, choć nie mieliśmy ochoty oglądać śmierci siebie nawzajem.
Nie wiem, dlaczego, ale zaczęłam wyprzedzać chłopaka. Może dlatego, że byłam wyspana, może dlatego, że po prostu szybsza, ale straciłam go z oczu.
I zbyt bałam się spojrzeć za siebie, by nie ujrzeć krwi wypływającej spod grubego pnia.
I wtedy usłyszałam kolejny huk. Zbyt blisko mnie.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że jedna z koron o włos mnie nie musnęła. Natychmiast przystanęłam i rozejrzałam się wokół siebie.
I ujrzałam jego.
I drzewo.
Przechylające się dokładnie w stronę, w której on stał i dyszał.
A on nie widział drzewa, bo stał dokładnie tyłem do niego.
Miał jednak szansę uciec.
- JACOB!!! – wrzasnęłam, niewiele myśląc.
Miałam lekko schrypnięty głos i wprost niewiarygodnie piękny. Niski, ale dziewczęcy. Mocny, bardzo głośny.
Właśnie coś powiedziałam.
Umiałam mówić.
Wówczas jednak nie to było moim zmartwieniem, ale drzewa, spadające na mnie z każdej strony.
I Jacob.
Podniósł głowę.
Z dezorientacją spojrzał na walący się w jego kierunku pień.
Nie zdążył.
Grube cielsko rośliny przygniotło go do ziemi.
Stanęłam.
Moje serce przestało bić, a płuca oddychać.
Powoli, ale nieubłaganie, spod pnia wypłynęła strużka szkarłatnej krwi.
A ja usłyszałam przeszywający powietrze huk armaty.
Jacob nie żył.
W jednej chwili zniknął z tego świata, doświadczając bólu łamiących się wszystkich kości pod naporem drewna.
Umarł.
Nie ma go.
Stałam jak zamurowana, dopóki nie otrzeźwił mnie hałas i ból w nodze.
Upadłam.
Ból był tak straszny, że mnie zamroczyło. Mój umysł ledwie rejestrował jakiekolwiek fakty.
Był tylko ból.
Tak straszny, że nie byłam wstanie myśleć.
Gdy jednak zamknęłam oczy, widziałam tę stróżkę krwi.

҉

3 komentarze:

  1. Jacob!!!!!!!
    Mamy głos, mamy głos, tralalalalaaaaaaa...
    Odwala mi, to pewnie przez tą czekoladę... Krótko trochę, ale cóż...
    Weny
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. No normalnie świetny! Szkoda tylko, że krótki, no ale trudno! Życzę weny I pozdrawiam
    ~Nika

    OdpowiedzUsuń
  3. O nieee, nie Jacob! Polubiłam go ��

    OdpowiedzUsuń