Nie wiedziałam, jaki obrałam kierunek,
po prostu szłam przed siebie. Może kręciłam się jakiś czas w kółko. Orientację
straciłam po jakimś czasie, więc gdybym zmierzała do konkretnego miejsca,
zgubiłabym się już kilkanaście razy. W końcu zmęczyła mnie niewiedza, więc
wspięłam się wyżej, aby się jako tako zorientować w mojej sytuacji.
Zaczynało się ściemniać, a słońce
chyliło się ku widnokręgowi. Wiał ciepły wietrzyk, a ostatnie promienie
delikatnie muskały moją skórę. Widok był piękny, a złoty róg odbijający światło
słońca tylko dodawał mu uroku. Problem polegał na tym, że byłam trochę
niebezpiecznie blisko niego. Był jakieś trzy kilometry od mojego punktu
obserwacyjnego.
Zeszłam na niższe gałęzie i usiadłam na
jednym z grubszych konarów. Przemyślałam sprawę. Nie ma sensu teraz rozpoczynać
wędrówki dalej, gdyż w końcu się ściemni, a po ciemku iść nie byłoby zbyt
przyjemnie. Otworzyłam plecak i wyjęłam z niego chleb. Nie chciało mi się go
kroić, więc wzięłam parę gryzów i odłożyłam z powrotem. Zjadłam też garść
owoców i wypiłam parę łyków wody. Dopiero teraz zaczynałam czuć, jaka byłam
głodna. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio coś jadłam.
Kiedy poczułam się w miarę nasycona
włożyłam kurtkę, bo zaczynało się robić chłodno. Musiałam znaleźć jakieś
miejsce do spania. Ruszyłam po gałęziach w stronę przeciwną od rogu i wytężając
wzrok zastanawiałam się nad dogodnym miejscem do spania.
Zdecydowanie nie chciałam spać na
ziemi. Po pierwsze dlatego, że zabiera ona ciepło z ciała, po drugie dlatego,
że przypadkowy trybut mógłby się na mnie natknąć. Po trzecie, wydawało mi się,
że jest tam mniej bezpiecznie niż na górze. Niekoniecznie też chciałam spać na
gałęzi, groziło mi to spadkiem z dużej wysokości. Jednak miałam pomysł na
miejsce, które chętnie bym zajęła.
Coraz trudniej było przebijać się
wzrokiem przez ciemność. Niestety, w końcu przestałam widzieć konar pod nogami,
więc doszłam do najbliższego pnia i zrezygnowana oparłam się o niego plecami.
W tym samym momencie na niebie ukazało
się godło Kapitolu i usłyszałam hymn Panem. Była to całkiem ładna melodia,
jednak bardzo oficjalna. Wiedziałam, że zaraz pojawią się twarze zabitych i
miałam ochotę zamknąć oczy, byleby nie widzieć. Jednak siedziałam jak
zaczarowana i z napięciem oczekiwałam.
Potem zaczęły się pojawiać twarze… z
numerami dystryktów. Przez chwilę spoglądała na mnie hardo twarz Capsa z
jedynki… zabity… pewnie przez Eonę… Dlaczego? Przeze mnie.
Serce mnie zabolało, kiedy to sobie
uświadomiłam.
Następnie zobaczyłam Zwicha. Nie rzuci
mi się on szczególnie w oczy podczas szkolenia, jedynie z wywiadów
zapamiętałam, że łatwo go było rozzłościć.
Patrzyłam w niebo usilnie próbując
sobie wmówić, że nie zobaczę Vina. Że przeżył. Że dał sobie radę. Więc kiedy
zobaczyłam Vaio z ósemki wbrew sobie ucieszyłam się niezmiernie.
Jednak za chwilę wstrzymałam oddech, a
w oczach stanęły mi łzy. Z pomiędzy dwóch jasnych warkoczy spoglądała na mnie
życzliwa twarz Cegwy. Myślałam, że dziewczyna miała jakieś szanse.
Przypomniałam sobie jej twarz w windzie, kiedy spojrzała się na mnie i
powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Nic nie będzie dobrze. Teraz wie to i
ona.
Niemal przegapiłam Delazara, partnera z
dystryktu Eriki. Niewiele o nim pamiętałam, więc nie wiedziałam, jak go wspominać.
Zobaczyłam jeszcze Pascala z jedenastki
i Kakao z dwunastki. Dziewczynie nie dawałam większych szans od początku.
Chłopak był dla mnie zaskoczeniem, bo z tego co pamiętałam, otrzymał wysoką
punktacje na indywidualnym.
Kiedy obrazy znikły dopiero zauważyłam,
że w tle nadal leciał hymn. Nagle poczułam ciszę panującą dookoła. Było
niemal za cicho, jak na las. Wiatr nie wiał, więc mniejsze gałązki nie wydawały
szelestów, a odgłosów zwierząt nie byłam w stanie się doszukać. Las, ale nie
las.
Zadrżałam. Zaczęło się robić zimno, a
rozpięta kurtka nie chroniła tak bardzo jak zapięta, więc szybko ją zasunęłam.
Było już naprawdę ciemno, a ja, spójrzmy prawdzie w oczy, nie miałam gdzie
spać. Nie byłam pewna czy w tych ciemnościach znajdę jaskinię, co dopiero to,
czego szukałam.
Jednak na ziemi nadal nie chciałam
spać, więc zeszłam na niższe gałęzie, by choć trochę zminimalizować szkody po
upadku. Ponownie znalazłam większy konar i chciałam się oprzeć o pień, ale
natrafiłam na pustkę. Nie wierzyłam własnym plecom, wiec obróciłam się i
próbowałam wymacać rękami jakieś oparcie.
W tym momencie księżyc w pełni wyjrzał
zza chmur, całkowicie pokazując mi moją sytuację. Znalazłam to, czego szukałam.
Nareszcie. Nareszcie znalazłam dziuplę!
W świetle księżyca zbadałam jej
wysokość i głębokość. Spokojnie zmieszczę się w niej, nawet siedząc z
wyprostowanymi nogami. Wgramoliłam się do niej i usiadłam w miarę wygodnie,
tak, na ile mi pozwalało drewniane podłoże. Plecakiem do połowy zakryłam otwór.
Leżałam patrząc się w dal i myśląc o
minionym dniu. Nie mogłam uwierzyć, że żyję. Wbrew wszelkim moim prognozom
oddychałam teraz i słyszałam bicie własnego serca.
Po paru minutach wyjęłam z plecaka
jeden z kłębków i włożyłam go pod głowę. Czemu ma mi być nie wygodnie, skoro
tak łatwo można temu zapobiec?
~*~
Zimno. Dreszcze przechodzą mi po ciele.
Dlaczego jest tak zimno?
Powoli otwieram oczy i widzę białą parę wylatującą mi
z ust. Nadal jest ciemno. To oznacza, że dzień jeszcze nie
wstał. Która może być godzina? Na arenie nigdy nic nie wiadomo.
Ale zimno.
Bardzo zimno.
Chuchnęłam sobie na złożone ręce, aby choć na chwilę przywrócić w
nich czucie. Oczy mi się kleiły, ale temperatura panująca na zewnątrz skutecznie
uniemożliwiała mi ponowne zaśnięcie.
Więc nie chcąc odwlekać nieuniknionego
powoli wstałam. I natychmiast walnęłam się głową o niski strop. Wciągnęłam
powietrze przez zęby i, masując bolące miejsce, schyliłam się, by wyjść na
zewnątrz. Natrafiłam na plecak, którym wcześniej częściowo zakryłam otwór.
Wzięłam głęboki oddech. Spokojnie,
jeszcze tego brakuje, być się obraziła na własny bagaż. Przesunęłam go i
wyjrzałam na zewnątrz, sondując wzrokiem otoczenie. Ponieważ nic godnego
zainteresowania nie przyciągnęło mojej uwagi wyszłam na gałąź i wyprostowałam
się. Ponownie ogarnęłam wzrokiem wszystko co widziałam.
I wtedy to zobaczyłam.
Mały, pomarańczowy
punkcik prześwitywał między drzewami. Był w przeciwną stronę od rogu, więc nie
mógł pochodzić od zawodowców. Natychmiast się ożywiłam. Decyzję podjęłam bardzo
szybko. Wzięłam plecak, zarzuciłam go na ramię i ruszyłam w kierunku światła.
҉
Cześć!
Jak mówiłam, dziś kolejny rozdział. Nareszcie zaczyna się coś dziać.
Co myślicie o tym rozdziale? Jak dla mnie jest trochę za krótki. mogłabym go oczywiście połączyć z następnym, ale bardzo lubię kończyć rozdziały w momencie takiego oczekiwania...
Czy chcielibyście abym zaczęła pisać jakieś kolejne, krótkie opowiadanie? Córkę Wojny skończyłam. Na pewno nie mam zamiaru pisać czegoś tak długiego, ale takie trzy częściowe, lekkie coś na poprawienie humoru?
Dobra. To tak na prawdę tyle, co chciałam powiedzieć. Teraz już sama z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału.
CZTERDZIESTY post na blogu!!!
CZTERDZIESTY post na blogu!!!
Życzę wam szczęśliwego Nowego Roku!
Okej
P.s. Przepraszam, że życzeń nie było wczoraj, ale, będąc szczerym, nie spałam ok. 34 godzin (tj. cały dzień i długo, długo jeszcze potem) no i ledwo żyłam. Pisanie czegokolwiek nie było moim priorytetem.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze chciałam Cię bardzo przeprosić, że nie przeczytałam popzedniego opowiadania, ale jak sma ostrzegałaś, nie kończyło się dobrze. Ja bym chyba tego nie zniosła xd happy endy to to co kocham najbardziej...
A teraz wracając do rozdziału. Tak, był krótki i nie za wiele się w nim działo. Trybutów nie kojarzę ani odrobinę, bo jestem niedoinformowana z poprzednich rozdziałów, więc nawet nie mam za kim płakać xd
Ciekawi mnie, co to za pomarańczowy punkt. Może ogień?? Albo jakieś sztuczne słońce - kto wie, co organizatorzy mogli tym razem wymyślić?
Jeśli krótkie opowiadanie będzie z happy endem, to jasne - pisz xd chciałabym zobaczyć w Twoim wydaniu opowiadanie o Lokim albo Avengersach... oni są tacy świetni <3333
Tobie też wesołego Nowego Roku i spełnienia marzeń :) komentarzy życzyłam już na święta xd
Pozdrawiam,
lapidarna
mojacelajestluksusowa.blogspot.com
Wow!
OdpowiedzUsuńJest ktoś mądry na tym świecie!
Cóż, powiem ci tylko tyle, że skończyło się dobrze, choć nie tak jak wszyscy mogli wcześniej przewidzieć.
Nikt nie umarł.
Wiem. Teraz zwykle rozdziały będą na zmiane - jeden krótki, bez akcji, drugi dłuższy z akcją.
Następny to akcja.
Lubię Avengersów (ostatnio narysowałam Lokiego) ale nic w ich tematyce mi do głowy nie przychodzi... myślałam raczej o Potterze (nowe pokolenie czasy Jamesa) lub Zwiadowcach (nowe pokolenie czasy Maddie).
Komentarzy nigdy za wiele.
:D
Okej
Okej... Oceniając... za mało akcji. Rozdział zaczął wiać nudą. Uratowało cie tylko to, że zwyczajnie kocham twój styl pisania, a tym bardziej blog. Ciekawie piszesz. No cóż, czekam na następny. Powodzenia i weny życzę.
OdpowiedzUsuńTeż tak trochę myślę...
UsuńAle hejt XD.
Dobra, wydaje mi się, że akcji będzie więcej w następnym rozdziale...
Dzięki za komentarz!
Okej
A się starałam nie hejcić...
UsuńNajpierw co do poprzedniego opka:
OdpowiedzUsuńEj, ja nie chcę! Cały NEŚ wiał nudą, a kiedy zaczął się rozkręcać, to ty mi mówisz, że to koniec. Ja chcę życia wśród łowczyń! Chcę zemsty na Oliwerze (Ha! Wiedziałam, że udzieli ci się moje zdrobnienie), ślubu Bena i Karen, nawrócenia się Kariny (czy to Karina od Nicolasa? Bo jeśli tak, to nie może się nawracać. Suka dostała kolczyki takie jak Es. I robiła malinki. I ma umrzeć). No ogólnie, zaczęło mi się podobać. Chociaż sam tan rozdział był nieco nudnawy.
Teraz co do rozdziału na górze: nie podobał mi się. W pełni podpisuję się pod Follow me. Też kocham twój styl pisania. Ale rozdział był za krótki, a ostatni moment nie dość emocjonujący. Ja bym go połączyła z następnym, po spodziewam się, że ze światełkiem wywiąże się jakaś akcja. Jeśli ma być nudny, ciekawy, nudny, ciekawy itd., to ja wolę czekać dwa tygodnie i mieć jeden bardzo długi, ale ciekawy.
A co do koma lapidarnej, to ja też nie kojarzę trybutów. Wcześniej opisałaś ich wszystkich za jednym zamachem i niezbyt dokładnie, tylko kilkorgu poświęciłaś więcej uwagi. Na przykład w IŚ (po raz pierwszy odwołuję się do oryginału, co jest dużym plusem, bo normalnie często to robię. Drugim wyjątkiem jest FT) Collins nie opisywała wszystkich trybutów, niektórych po prostu chłopak z 5 (nie mam przy sobie książki, więc może jego akurat opisała. Ale łapiesz, nie?). Za to gdy był ktoś ważny to zwykle zapadał nam w pamięć np. Liszka. Katniss nie znała jej imienia, więc wymyśliła adekwatne przezwisko. Kilka razy zwracała uwagę na to, że jest sprytna. Wreszcie owym sprytem wykazała się przy Rogu. A tu masz jeszcze trudniej, bo w końcu czytamy to raz na tydzień i ciężko zapamiętać.
Podobny problem był w Fielgiej, ale dziewczyny poradziły sobie z tym tworząc karty postaci. Ty też masz zakładkę "bohaterowie", więc czemu nie opiszesz tam trybutów którzy przeżyli?
W sprawie innego opowiadania:
HP może być zarówno czasy Marauders jak i nowe pokolenie, tylko stwórz własnych bohaterów. Jesteś w tym dobra, a kolejna opowieść o Syriuszu lub Jamesie II, to nic ciekawego.
Zwiadowcy... nie. Przeczytałam całe i dobrze mi się czytało, ale są tacy sobie. W dodatku jakoś mi do ciebie nie pasują.
Jak nie chcesz kontynuować Córki Wojny, to może właśnie opowiadanie o łowczyniach? Inna bohaterka (Stephen mnie już trochę zmęczyła) i fajny pomysł.
Aga
PS: Byłam dzisiaj na nowym Bondzie! Ale nie będę spojlerować, widzisz jaka jestem miła?
PPS: Uwielbiam wstawiać nawiasy, post sciptumy i pisać wszystko w jednej kupie, żeby wszystko ciężej się czytało.
Obiecuję, że ci odpiszę, ale nie teraz, bo aktualnie się strasznie spieszę.... mówię tylko, że przeczytałam, a mogłoby ci się zrobić przykro jak odposałam Folow Me, to tobie też...
UsuńWięc jutro
Okej
Zamiast odpowiadać mi mogłabyś wstawić kolejny rozdział. Ja bym się nie obraziła.
UsuńAle odpowiedzieć też możesz.
Aga