Szłam godzinę.
Nie potrafię powiedzieć, że na pewno
tyle to trwało, ale z tego co potrafiłam określić była to godzina, choć pewnie
zdecydowanie mniej.
Na początku zeszłam na ziemię, gdyż nie
chciałam ryzykować skręcenia karku. Przez pierwsze paręnaście minut ciągle
wpadałam na drzewa, co przypłaciłam wielkim guzem na czole, ale potem księżyc
ponownie wyjrzał zza chmur i widoczność nie była już tak ograniczona. W jego
świetle widziałam parę wydobywającą mi się z ust. Zimno odczuwałam bez przerwy,
lecz w trakcie ruchu z pewnością się rozgrzewałam.
Rozbudziłam się już, a tą „przechadzkę”
uznawałam za dosyć przyjemną, choć, jak wspominałam, mogłoby być odrobinę
cieplej.
Zapamiętałam położenie dziupli, gdyż
bałam się, że nie znajdę drugiej takiej samej. Obiecałam sobie, że jeszcze tam
wrócę, bo wydawała mi się ona w miarę bezpiecznym miejscem.
Ochrzciłam ją jako… dziupla.
Nie, nie wiem czemu. Ale nazwa mi się
podobała, więc nie widziałam przeciwskazań.
Ach, ta oryginalność.
Zastanawiałam się chwilę, czy nie
lepiej, że jednak ją opuściłam. Przecież zawsze mógł wrócić właściciel dziupli.
A sądząc z rozmiarów, on również musiał być ogromny. Ogromny ptak gigant, albo
wiewiórka… odepchnęłam od siebie tę myśl. Nie widziałam jeszcze żadnego
zwierzęcia na tej arenie.
To, że nie
widziałaś, nie znaczy, że ich nie ma.
Gałązki chrzęściły mi pod butami.
Lubiłam ten dźwięk, wychowałam się przy nim. Zawsze mi towarzyszył.
I będzie ci
towarzyszyć również przy śmierci.
Punkt światła znacznie się przybliżył
(fakt faktem, ja się przybliżyłam do niego, ale pomińmy tę sprawę). Przez
chwilę zdziwiłam się, że nie zauważyłam, iż jestem już tak blisko celu.
Dosłownie parę metrów dalej płonęło ognisko. Albo raczej kończyło się palić.
Weszłam na drzewo. Nie wiedziałam, kto
tam jest, mógł on przecież pragnąć mojej śmierci.
Mógł? Mógł?! On
z pewnością pragnie twojej śmierci, jeśli chce wrócić do domu.
Wiesz, nie musi chcieć mnie zabić.
Niewiarygodne, jaka ty jesteś naiwna.
Nie naiwna, tylko ufam ludziom. Że nie są
takimi potworami.
Głos milczał. Było to raczej milczenie
które pozwoliłoby mu wywrócić oczami lub wymownie spojrzeć w niebo.
Jednak wejście na drzewo nigdy nie jest
złym pomysłem.
Z góry zawsze lepiej widać.
Zostawiłam plecak pomiędzy dwoma
konarami, tak, że trzymał się odpowiednio i nie groziło mu spadnięcie.
Następnie wzięłam głęboki wdech i zaczęłam się powoli przemieszczać w kierunku
światła. Drzewo po drzewie. Gałęź po gałęzi.
Stanęłam plecami do pnia. Tylko on stał
jeszcze na przeszkodzie w sprawdzeniu tożsamości osoby będącej na dole. Jeszcze
się mogłam wycofać. Jeszcze mogę uciekać. Jeszcze…
Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Niemal czułam spojrzenie na karku. Rozejrzałam się nerwowo dookoła. Nikogo nie
widziałam, nie słyszałam, nie czułam niczyjej obecności. Wydawało się, że nikogo
nie ma… chwila.
Całkowicie zapomniałam, że jestem na
arenie. Chyba jestem pierwszą osobą w historii Panem, która o tym zapomniała. Tu
przecież na każdym kroku czają się kamery. Pewnie wszyscy ludzie mnie teraz widzą. No, przecież
pewnie jedyna nie śpię. Jestem jedynym interesującym trybutem, co więcej,
jedynym nie śpiącym trybutem będącym tak blisko innego trybuta.
Chwilę zajęło mi znalezienie kamery w
sęku pozostawionym po gałęzi. Była niemal niewidoczna i ja też bym jej nie
zauważyła, gdyby promień księżyca nie spowodował, że błysnęła. Uśmiechnęłam się
promiennie w tamtym kierunku i już chciałam wysłać buziaczka, ale z pewnością byłoby
to dziwne. Więc pomachałam do kamery i ponownie ruszyłam z plecami
przyklejonymi do pnia.
Kiedy przekroczyłam linię wyznaczającą
krąg światła z mocno bijącym sercem ukucnęłam i spojrzałam w dół.
Pośrodku małej polanki paliło się
przygasające już ognisko. Obok leżała zawinięta w śpiwór bardzo wysoka,
jasnowłosa dziewczyna. Przy jej głowie leżał plecak. Od razu poznałam jego
właścicielkę.
Abba.
Spała kamiennym snem, widocznie bardzo
zmęczona. Wydawało mi się, że jest ranna. Nie uciekła daleko, a przecież nie
wyglądała na taką, co wolno biega. Dodatkowo twarz miała bledszą niż zazwyczaj,
co mogło oznaczać, że straciła trochę krwi. Trzęsła się z zimna. Nie wyglądała
na osobę zdolną w tej chwili poderżnąć gardło komukolwiek, choćby kulawej
mrówce.
Wycofałam się. Poczułam współczucie dla
tej dziewczyny. Kiedy ogień dogaśnie, może zamarznąć, a bez jedzenia długo nie
pożyje.
Skąd wiedziałam, że nie ma jedzenia?
Nie wiedziałam. Coś mi mówiło, że tak
jest.
Decyzję podjęłam tak szybko, jak tamtą,
by tutaj przyjść.
Wróciłam do plecaka i wyjęłam z niego
kromkę chleba i scyzoryk. Chwilę męczyłam się, ale w końcu udało mi się odkroić
mały kawałek.
Zeszłam na dół. Powoli podeszłam do
śpiącej. Było tu cieplej, przygasające ognisko jednak robiło swoje. Położyłam
chleb na plecaku. Po chwilowym zastanowieniu przeszukałam jej plecak. Znalazłam
tam wodę, dużo wody, bo i w butelce, i w bukłaku. Dodatkowo był tam mały
garnek. Nalałam do niego wodę i zaczęłam szukać suchych gałązek. Kiedy
znalazłam ich wystarczającą ilość próbowałam na nowo rozniecić ogień. Nie było
to trudne, gdyż pozostały płomyczek szybko zajął nowe gałązki. Buchnął płomień,
a ja syknęłam, bo poparzył mi końcówki palców. Na szczęście udało mi się zrobić
to cicho.
Dodatkowo przyniosłam jeszcze parę
grubszych gałęzi. Niektóre dołożyłam do ognia, by dłużej płonął, a pozostałe
położyłam przy nim. Kiedy dziewczyna się obudzi, sama zadba o to, by nie
zamarznąć.
Na tak powstałym ogniu położyłam garnek
i dosypałam do niego szczyptę mięty, której mnóstwo znalazłam w plecaku. Woda
powoli zaczynała się gotować. Usiadłam przy ognisku, chcąc się ogrzać. Mi też
było zimno. Kiedy zajmowałam się czymś, odłożyłam to na drugi plan, ale kiedy
skończyłam poczułam wszechogarniające zimne igiełki, kłujące mnie we wszystkie
odsłonięte części ciała.
Chyba zaczynało się robić jaśniej… tak,
słońce zaczynało wstawać. Ile już byłam na nogach? Prawie w ogóle nie spałam
tej nocy.
Kiedy tylko o tym pomyślałam oczy
zaczęły mi się kleić.
Głowa opadła na ramię.
Zasnęłam.
~*~
Gwałtownie uchyliłam powieki. Było
jasno. Dzień. Słońce prześwitywało przez zielone liście ogromnych drzew. Na
trawie była rosa.
Ile spałam?
Nie, nie mogłam zasnąć… Przecież ona
się mogła obudzić!
Spojrzałam na leżącą i nadal śpiącą
Abbę.
Ja się zabiję, dlaczego byłam taka
nieostrożna?!
Cicho się podniosłam, próbując nie
obudzić dziewczyny. Kiedy odeszłam parę kroków pobiegłam jak najszybciej mogłam
po miękkiej trawie. Nie zwracałam na nic uwagi, chciałam się tylko dostać do
plecaka i uciekać, póki jeszcze to było możliwe.
Może dlatego nie zauważyłam, że
dziewczyna już się obudziła. Spojrzała na płonące ognisko, gotującą się na nim
wodę, a potem dostrzegła kromkę chleba. Popatrzyła się w stronę w którą
uciekłam, uśmiechnęła się i wyszeptała:
- Dziękuję…
҉
Cześć!
O boże, już 20 rozdział...
Co oznacza 41 post...
Wow.
Jestem z siebie dumna.
Aktualnie wiem jedno - oj, rozpoczną się hejty...
"Czemu jej nie udusiła włóczką?"
"Czemu tam poszła?"
"To idiotyczne, że jej pomogła!"
"Czemu jej chociaż nie okradła?"
"Po jaką cholerę uciekła?"
Hmmm... to są dobre pytania.
Zastanowię się nad odpowiedzią.
Bo jest dziwna i ma rozdwojenie jaźni?
Może...
Ok, z okazji tak późnego rozdziału, mam pytanie: zrobić coś? Jakąś ankietę, stronę, inne niepotrzebne ale ciekawe rzeczy?
Odpowiedzi w komentarzach proszę.
Dedykacja: Follow me.
Dziękuję, że to nie był hejt ;D.
Dobra, idę projektować szablon na mojego nowego blog...
NIC NIE SŁYSZELIŚCIE!!!
Ja to się potrafię wygadać nawet pisząc...
Okej
Napisałam już jeden komentarz, ale gdzieś go wcięło. Dobra, zaczynam jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńJa nie mówię, że ona miała ją udusić, ale rzeczywiście: Dlaczego jej nie okradła?! I w dodatku jej pomogła? Serio?! Miała nie zabijać, ale dotrwać do finałowej 8, nie być jakąś dobrą samarytanką. Nawet jak Abba ją zauważyła, to sojusz z kimś, kto zapala ognisko i zasypia jest Ewei niepotrzebny. Kij z tym, że Ew sama tak zrobiła (kolejny skrót).
Trochę krótki tan rozdział, chociaż bardzo ciekawy. Ale ja bym go połączyła z poprzednim. Zresztą masz bardzo dobry styl, więc nawet rozdziały o niczym są ciekawe. No i mam wrażenie, że poprawiłaś się przez te 20 rozdziałów (zresztą gratulacje). Nie ma powtórzeń, a zdania są ładniej zbudowane.
Ciekawe co na zachowanie Ew powiedzą sponsorzy. Ja bym nie dała ani grosza trzynastolatce, która pomaga innym (gdybym była sponsorem z Kapitolu oczywiście), ale może znajdzie się jaks, który doceni jej szlachetność.
Nowy blog... no dobra. Chociaż ja bym z czystego lenistwa wolała czytać wszystko na jednym. Oczywiście będę czytać, bo uwielbiam twój styl.
Mogłabyś stworzyć chat. Można na nim zadawać krótkie pytania, dla których nie warto pisać komentarzy. I uzupełnij zakładkę "bohaterowie" o trybutów, bo ja się naprawdę gubię. Albo stwórz osobną - "trybuci".
Aga
Hmm... ja bym dała Ewei kasę, gdybym była sponsorem, bo dzięki jej dobroci serca, która jest na marginesie dość duża (ona jest ziemniaczkiem z hufcia-pufcia), igrzyska będą dłużej trwać, a osoby, które dzięki niej odzyskają zdrowie będą mieć więcej sił na nawalankę XD.
UsuńTaka teoria...
Współczuję wcięcia komentarza. To jest wkurzające.
Ew... calkiem spoko sktót.
Može go użyję...
Cieszę się że tek myślisz! Ja też uważam, że się poprawiłam w pisaniu. W końcu po to tu jestem (nieee... wcale nie piszę tego dla was, w ooogóleee...). Aby ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć!
Jaki nowy blog? O.o Ja przecież nic takiego nie powiedziałam...
Zaraz uzupełnię zakładkę o trybutów.
Aktualnie bowiem sprzątam po Bożym narodzeniu.
Chat? Może... nie wiem tylko, czy ktoś tam będzie pisał. Bo niewiele tu ludu.
To do napisania!
Okej
(Sorry, że w końcu nie odpowiedziałam... mam mało czasu...)
Uhu, dziękuję za dedykację.
OdpowiedzUsuńPonownie jestem tu w tej samej sprawie, ażeby poinformować, że czytam tego bloga. I ponownie postaram się nie hejcić. Rozdział był... lepszy od poprzedniego, zadowalający, aczkolwiek nie bardzo mi się podobał. Akcji nadal nie było za wiele, choć stworzyłaś całkiem dobry wątek, który powinien się rozwinąć. Brakuje mi naparzanki i krwi, szkoda że nie opisałaś jeszcze ani jednej śmierci.
XD.
UsuńNie martw się.
Śmierć będzie.
Nie jedna.
Rozwinie się, rozwinie...
Dobra, następny rozdział powinien być lepszy XD.
Okej
Na początek muszę się fo czegoś przyczepić, przykro mi xd mianowicie do dwóch pierwszych akapitów. Niepotrzebnir tak się rozpisałaś! Wystarczyło przecież zwykłe "Szłam godzinę. Może mniej."
OdpowiedzUsuńWcale nie mam żalu o to, że pomogła xd co prawda to są igrzyska i w ogóle, ale cieszy mnie, że pomogła. To znaczy, że nie zmieniła się w zwierzę, jakąś bezmyślną maszynę do zabijania, tylko wciąż jest człowiekiem :) jednocześnie jest to pewien bunt przeciw Kapitolowi i Igrzyskom.
Tylko szkoda, że włóczki nie było xd ale będzie jeszcze, prawda?? To moja ulubiona bohaterka :D taka wszechstronna, pomoca i jeśli chce, szybko może się rozwinąć... do tego taka delikatna.
Boże, gadam już głupoty ze zmęczenia, więc będę kończyć.
Pozdrawiam,
lapidarna
mojacelajestluksusowa.blogspot.com