Hejo, tu wasza najukochańsza
autorka!
Cieszycie się?
Zdałam sobie sprawę, że dawno
nie było nic o Stephan, więc postanowiłam to zmienić.
Przed wami ostatnia część tego
opowiadania!
Jest trochę przesłodzona, ale co
mi tam.
To tak na oderwanie się od
smutnej atmosfery igrzysk.
No cóż, mam nadzieję, że się
spodoba!
Okej
҉
Kilka godzin
potem weszłam do jadalni w otoczeniu innych osób z domku Aresa. Kolumny były
przyozdobione kokardkami, które zostały tu umieszczone przez córki Afrodyty.
Nad stołem Pana D. i Chejrona widniał przepiękny napis naszej roboty. „Witajcie
znów w domu! (Powodzenia w czyszczeniu stajni!)”. Kolorowe lampiony zwisały z
przeciągniętych wysoko sznureczków. Stoły pod ścianami uginały się od nadmiaru
jedzenia. Po środku zostało trochę miejsca, które niedoinformowani nazywali
parkietem.
Ideą całego
przedsięwzięcia było danie obozowiczom okazji do rozerwania się, jak również
zadowolenie córek Afrodyty. A wszystkie te wnioski sprowadzają się do jednego:
Dyskoteka.
Nie. Cierpię.
Każdego. Rodzaju. Tańców.
Nie. Po prostu
tego nie trawię. Nie ogarniam sensu ruszania się w rytm dźwięków. Nie wygląda
to zwykle dobrze, a gdyby wyłączyć muzykę, to osoby tańczące wyglądałyby jak chore umysłowo.
Moje poglądy
nie zwalniały mnie jednak z obowiązku pojawienia się na tej imprezie. W ciągu
dnia do obozu przybyła naprawdę duża ilość herosów, którzy teraz zapełniali
salę. Wymagania co do ubioru były dość małe, choć gdyby się przyszło w pidżamie
nie dałoby się uniknąć żądnych mordu córek Afrodyty.
Wobec tego włożyłam
czerwone, podarte szorty, bardzo luźną bluzkę na ramiączka bez nadruku i
wystający spod niej czerwony stanik sportowy. Nie wyglądałam oszałamiająco, w
przeciwieństwie do niektórych dziewczyn, które na ten dzień postanowiły pochwalić
się swoją garderobą i makijażem. Nie przeszkadzało mi to, bo i tak cały wieczór
zamierzałam spędzić siedząc i gadając z przyjaciółmi.
Gdy tylko
weszłam na stołówkę, odłączyłam się od rodzeństwa i ruszyłam w kierunku Bena i
Jamesa, którzy siedzieli na krzesłach. Obok nich było jedno wolne siedzenie,
więc bez wahania je zajęłam.
- Mogłabyś
podziękować – powiedział James nawet na mnie nie patrząc. Miał na sobie białą
koszulę i dżinsy, co nie zmieniło faktu, że wyglądał jak patyczak.
- Za co?
- Zajęliśmy ci
miejsce, głąbie.
- Do damy się
tak zwracasz?
- Jakoś żadnej
tu nie widzę.
Wydawało mi
się, ze chłopak jest z jakiegoś powodu nie w sosie. Nie miałam pojęcia,
dlaczego, ale zdałam sobie sprawę, że nijak nie mogę na to wpłynąć.
Spojrzałam się
w kierunku Bena i zobaczyłam, że on z pewnością nie patrzy się na mnie. Był
zajęty oglądaniem Karen, tańczącej aktualnie
samotnie w rogu sali.
Czyli Ben i
Karen…? Nie no, nie mam nic przeciwko temu, całkiem by do siebie pasowali. Ale…
Ben? Jakoś nie byłam w stanie tego ogarnąć.
Karen
wyglądała bardzo ładnie. Włosy rozpuściła i uczesała, a biało-niebieska
sukienka doskonale na niej leżała. Do tego włożyła sandały. Na jej widok przez
chwilę pożałowałam, że nie postarałam się bardziej ze strojem, ale chwilę potem
zdałam sobie sprawę, że i tak nie mam sukienek, więc nie mogłam się bardziej
wykazać.
Zobaczyłam,
jak na salę wchodzi Oliwer. Miał na sobie T-shirt z napisem: „Sorry, nie
tańczę. Jestem zbyt Zaje***ty”. Wyglądał naprawdę fajnie. Dopiero teraz zdałam
sobie sprawę, jak bardzo jest przystojny. Zwykle nie zwracam na takie rzeczy
uwagi, ale… tak jakoś wyszło. Na jego widok zrobiło mi się dziwnie gorąco i
serce zaczęło mocniej bić. W ręku trzymał pudełka Marsów, które mimochodem
położył na najbliższym stoliku. Najwyraźniej współpracował od jakiegoś czasu z
obozowymi przemytnikami. Ciekawe, czy zdołałby przemycić i parę truskawek…
wróć. Kurde, głupia jestem. Przecież tu jest ich pod dostatkiem.
Właśnie!
Truskawki. Powinna być tu jakaś micha. Trzeba ją natychmiast skonfiskować. I
zlikwidować. Niezwłocznie.
Wstałam i
ruszyłam w kierunku blondyna. Pomoże mi w poszukiwaniach. Uśmiechnęłam się, gdy
zobaczyłam, że jego włosy nie odzyskały naturalnej barwy. Nadal były leciutko
fioletowe, choć nieuważny obserwator mógłby to wziąć za grę świateł.
- Cześć. Zaje…
fajna bluzka.
- Wiem. Ty też
ładnie wyglądasz.
Zarumieniłam
się. Choć nie. tylko dziewczyny w książkach się rumienią. Ja po prostu robiłam się czerwona na gębie.
- Dzięki.
Słuchaj, mam plan.
- Słucham więc.
- Trzeba
znaleźć michę truskawek, zaszyć się gdzieś w kącie i przeczekać całą awanturę.
- Zgadzam się
w stu procentach. To jak, od czego zaczynamy?
- Trzeba obrać
cel i zakraść się do niego niezauważonym. Nikt nie może się zorientować, że to
my, bo będziemy straceni. Jakby sprawy przybrały najgorszy obrót, odwrócisz
uwagę wroga, a ja ucieknę z łupem, ok? – spytałam konspiracyjnym szeptem.
- Rozumiem. A
przemoc?
- W
ostateczności.
Z uśmiechem na
ustach zakradliśmy się do stolika z owocami. Wszyscy byli zbyt zajęci sobą
nawzajem, by zauważyć nas, nienaturalnie skradających się z miską owoców w
ręku.
Przeszliśmy na
schodki w pobliżu wejścia. Tam ustawiliśmy miskę między nami i zaczęliśmy jeść,
końcówki wyrzucając w trawę. Szczerzyliśmy się przy tym nienaturalnie.
- Misja
zakończona powodzeniem – szepnął chłopak, pomiędzy jednym, a drugim kęsem.
- Mylisz się.
Jeszcze nie zakończona. Na razie zdobyliśmy prowiant, więc nie jesteśmy
zagrożeni śmiercią z głodu. Istnieje więc szansa powodzenia, jednak naszym
głównym celem jest przetrwanie do końca.
- Ma pani
rację, generale. Jakieś wskazówki?
- Unikać
podejrzanie wyglądających grup płci pięknej. Są zbyt niebezpieczne dla nas,
gdyż brak nam odpowiedniej broni w postaci brokatu…
- Chyba tobie!
– krzyknął Oliwer, całkowicie niszcząc atmosferę. – Zawsze mam przy sobie
pojemnik – dodał wyjmując coś z kieszeni.
- W takim bądź
razie nie jesteśmy aż tak bezbronni, jak myślałam! – dokończyłam przez śmiech
i wsadziłam kolejną truskawkę do buzi. –
A tak w ogóle, to pyszne.
- Co?
- Truskawki, idioto. Słodkie są. Ale też kwaśne. Idealne.
- Jedna z
niewielu zalet Pana D.
- Nie obrażaj
Pana D. to bardzo miły pan… bóg. Taki…bezpośredni i szczery.
- Panie i
Panowie, oto Stephen Pierce, zdobywczyni nagrody „Potrafię dostrzec zalety w
każdym człowieku… lub bogu”.
- Och, zamknij
się. Mówię poważnie. Lubię go.
- Proszę
państwa, zdobyła ona kolejną nagrodę „Próba pałania sympatią do wszystkiego, co
jest stworzone.”
- Jak tak
dalej pójdzie, to zgarnę wszystkie nagrody.
- Proszę
państwa, oto ta sama…
Przerwał,
dławiąc się truskawką, którą wepchnęłam mu do ust, nie chcąc słuchać o kolejnym
moim osiągnięciu.
Kiedy ją
przełknął powiedział:
- To było
bardzo nieładne. Mogłem się udusić.
- Takie było
zamierzenie. Niestety nie wyszło.
- Nie no, aż
tak chcesz się mnie pozbyć?
- Nie zawsze,
ale w ogromnej większości.
- Naprawdę?
- Nie, głupku.
Czy ty wszystko bierzesz na poważnie?
- Nie, ale
zależy mi na tobie, więc wolę się upewnić.
Stop.
Proszę o
czas. Jemu. Na. Mnie. Zależy.
O cholera.
Cholera,
cholera, cholera!
- Zależy ci na
mnie? – spytałam głupio. Kurde, włączono tryb idioty.
- Tak.
Chłopak wstał.
- Zatańczysz?
– spytał, wyciągając w moim kierunku rękę.
Całe moje
ciało wrzeszczało: nie, nie umiesz tańczyć, wyjdziesz na idiotkę, nie lubisz
tańczyć, zrobisz z siebie pajaca, nie wstawaj!!! Może, i ci się on podoba, ale
NIE będziesz tańczyć!!! Powiedz nie! POWIEDZ NIE!!!
- Czemu nie? –
odparłam.
Mózgu, zrobię
ci coś.
Gdy tylko
wstałam od razu dotarło do mnie to, co zrobiłam. Natychmiast cały urok osobisty
Oliwera stał się nieważny. Przeraziłam się.
- Albo nie.
Nie umiem. Nienienie...!
- Nieważne. Ja
umiem. Uspokój się i staraj nie wyrywać.
„Uspokój się i
staraj nie wyrywać”. W głowie słyszałam echo tych słów. Pamiętam je. To samo
mówił George, gdy… na lotnisku. On tam był. Złapał mnie od tyłu. W głowie
dźwięczały mi słowa: „Uspokój się i staraj nie wyrywać”. Ciągnął mnie i trzymał
za usta. Byłam zbyt zmęczona, by móc zareagować. Nikt na nas nie zwracał uwagi…
Zaczęłam się
trząść. Chwilę potem wszystkie moje mięśnie zwiotczały, trzymał mnie tylko
Oliwer. Łzy napłynęły mi do oczu i spłynęły po policzkach. Zaczęłam płakać. Po
raz pierwszy, od bardzo dawna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam.
Koszulka
oszołomionego Oliwera była już w połowie przemoczona, gdy zmusił mnie, bym
usiadła. Jak przez mgłę zdałam sobie sprawę, że właśnie zepsułam wszystko.
Chłopak, na którym mi zależało, powiedział, że mu się podobam i zaprosił do
tańca, a ja wszystko schrzaniłam.
Chciałabym nie
pamiętać. Bardzo.
Poczułam się
mała i nic nie znacząca.
Moje życie
jest bardziej skomplikowane, niż bym tego chciała.
- Stephen.
Boże, przepraszam cię. Naprawdę nie chciałem. Nie wiedziałem, że tak
zareagujesz. Przepraszam cię. Nie chciałem.
Słyszałam
szept. Był cichy. Znany. Pasował mi tylko do jednej osoby.
Do Oliwera.
Otworzyłam
oczy. Leżałam na trawie, nieopodal jadalni, gdzie wciąż trwała zabawa. Głowa
mnie bolała.
Czułam się
podle.
- Oliwer?
- Chyba
zemdlałaś. Nie mam jednak umiejętności Apollina w uzdrawianiu, więc nie
wiedziałem, co zrobić. Przeniosłem cię tutaj, podnosiłem nogi i nic. Ciągle coś
mamrotałaś. W końcu usiadłem i rozważałem wezwanie pomocy. Problem polega na
tym, że wyglądało, jakbyś była przytomna.
Chłopak
siedział tuż przy mojej głowie, która leżała na kamieniu. Widać było, że coś go
gryzie.
- Wydaje mi
się, że byłam. Dziękuję. Musiałam odetchnąć.
Zapadła chwila
ciszy, a ja usiadłam i otarłam łzy z policzków.
- Wszystko
schrzaniłam, prawda?
- Słucham?
- Było tak
pięknie. Chłopak mówi, że zależy mu na dziewczynie, prosi ją do tańca, to ona
powinna z nim zatańczyć, a nie ryczeć i mdleć.
- Możesz mieć
rację. Problem polega na tym, że jesteś dziwna. Nie mogę od ciebie za dużo
wymagać.
- Nadal tak
uważasz?
- Jak?
- Że jestem
dziwna.
- Oczywiście.
Ale to nie jest złe. Nie mam nic przeciwko dziwności. Jest spoko. Dzięki
dziwności świat nie jest czarno-biały.
- Jest.
- Co?
- Świat. Jest
czarno-biały. Uczyłam się o tym, że kolory pochodzą od światła. Różne
substancje odbijają różne promienie i tak powstają kolory.
- Ty masz
chyba wielką ochotę się z kimś posprzeczać.
- Chyba
rzeczywiście.
Przez moment
nikt nic nie mówił i dało się słyszeć muzykę dochodzącą z jadalni.
- Kim jest
George? – spytał nagle zaniepokojony Oliwer.
- Kto? –
spytałam, choć dobrze wiedziałam. Tylko nie to.
- George.
Ciągle coś o nim mamrotałaś.
Nagle zdałam
sobie sprawę, że to pytanie nie idzie znikąd.
Czy…?
Nie, to
niemożliwe…
Ale przecież
się czerwieni, prawie tak jak ja…
O cholera… Oliwer
był zazdrosny. Myślał, że mam chłopaka.
Zaczęłam się
śmiać.
- O co chodzi?
- Ty naprawdę
myślisz, że…
- Co?
- Nic.
- Jak to nic?
- Śmieszny
jesteś.
- Ja jestem
śmieszny? A to ci nowina. O tej pory myślałem, że to ty pełnisz tę rolę w
naszym związku.
- Związku? –
to słowo zbiło mnie z tropu. Ja rozumiem, że się lubimy i w ogóle, ale żeby tak
zaraz…? I to bez mojej zgody?
- No. Ty
próbowałaś mnie zabić. Nie raz zresztą.
- Z
wzajemnością.
- Ja ci
uratowałem życie. Lubimy się.
- Kiedy ty mi
życie uratowałeś?
- Wyobraź
sobie córki Afrodyty. A teraz wyobraź sobie kogoś płacącego. Jak myślisz, kto
zagłaskałby cię na śmierć?
- Racja. Ale
idąc tym tropem, ja też cię uratowałam.
- Kiedy?
- Jak myślisz,
jak zachowują się dziewczyny, na widok przystojnego chłopaka? A jak zachowują
się półboginie miłości? A teraz spójrz na siebie. Nadal uważasz, ze przeżyłbyś
dziś beze mnie?
- Uważasz, że
jestem przystojny?
- Oczywiście,
że tak, idioto. Ale to nie ma nic do rzeczy. Mam złe wspomnienia z
przystojniakami.
- Takimi jak
George.
Nie mów mi nic
o Georgu. Próbuję zapomnieć.
- Błagam cię,
nie poruszaj więcej tego tematu.
- Jasne.
Rozumiem. Wracając do tego, że jestem przystojny…
- Owszem,
jesteś.
- Nie to, żeby
coś, ale ty też jesteś jedną z ładniejszych dziewczyn, jakie widziałem. Mówię
to całkowicie obiektywnie.
Jak myślicie,
co się stało? Zgadliście! Zrobiłam się czerwona. Jak truskawka.
- Cudownie.
Mówiłeś jednak coś o związku. Myślałeś może, by mnie zapytać?
- Ale się
zgodziłaś…!
- NIC takiego
nie powiedziałam.
- Dobra.
Kumam. Stephanie Pierce, córko Aresa, czy chciałabyś być moją dziewczyną?
To było
komiczne. Jeszcze przed sekundą płakałam, a teraz zyskałam chłopaka.
- Czemu nie? –
szepnęłam mu cicho do ucha.
Dobra, co byście powiedzieli na wepchnięcie Stephan w duże problemy?
Odpowiedzi piszcie w komentarzach.
Tak. Absolutnie musisz wepchnąć ją w kłopoty. I to duże. I ktoś musi umrzeć. Przynajmniej 2 osoby. Spośród Bana, Jima, Ollie'ego, Karen i Stephen. Albo nie. Sterczy jak jedna umrze, a druga przejdzie na złą stronę mocy. (kto oglądał najnowsze Star Wars'y? I kto też uważa, że syn Hana to idiota? W dodatku zbyt młody i zbyt emocjonalny na czarnego bohatera.)
OdpowiedzUsuńW pełni popieram sadyzm w książkach i opowiadaniach. Im więcej krwi tym lepiej. Przechodzenie na ciemną stronę mocy a później nawracanie się tuż przed śmiercią jest typowe, ale też okej. Oliwer mógłby zostać nowym czarnym charakterem (jak na razie jest zbyt idealny) Chociaż lubię go. Nawet bardzo. Niech umrze.
I nazwij trzecią część jakoś lepiej.
Przechodząc do treści:
Ogólnie nie mam zastrzeżeń. Racja, było nieco zbyt słodko jak na mój gust (tutaj osoba, która nie płakała na titaniku, tylko na Gwiezdnych Wojnach), ale czasem można.
Co do tańca to mam podobny stosunek do niego co Stephen. Czy ktoś mi kupi koszulkę jak Ollie'ego, tylko z zaje****a?
Czekam na Eweę, ale to też może być od czasu do czasu. Poprawiło się.
Aga
Dziękuję!
UsuńPo pierwsze i najważniejsze - zabiłabym cię with my power, gdybym właśnie w tym momencie nie wyszła z kina. Od kiedy tylko wyszedł film robiłam wszystko, by się nie dowiedzieć kim jest zły charakter, a ty mi tak perfidnie podsuwasz spojler na moim blogu.
Druga rzecz - miałam trochę inne zamiary co do następnej części. Miałby to być taki ostatni rozdział, jeden rozdział, a nie seria (długi rozdział). No i nikt by nie zginął...
Ale ok, czuję twoją aprobatę co do niszczenia psychiki charakterów.
Hah. Lubię go, niech umrze. Mam takie same odczucia co do tego ciemnego kolesia z nowej części.
Ja nie cierpię tańczyć. Z jekiegoś powodu mój bohater też XD.
Oczywiście, Ewea będzie. Tegomzostała przecież tylko jedna część XD.
Okej
Ja nie wiem, czy powinnaś ją wpychać w tarapaty. Możesz, ale tylko pod warunkiem, że będzie happy end :)
OdpowiedzUsuńOgólnie opowiadanie mi się podobało, bardzo urocze i przyjemne tak sobie na dobranoc poczytać. Tylko nie wiem, o co chodzi z tym Georgem xd ale to nic, pewnie chciał ją zgwałcić, nie?
A poza tym każda normalna dziewczyna potrafi najpierw płakać a za minutę się śmiać, to taka survivalowa umiejętność xd
Szkoda tylko, że nie było całusa :c
Pozdrawiam,
lapidarna
mojacelajestluksusowa.blogspot.com
Cóż... happy end jako taki będzie...
UsuńNie ważne. Wsadzę posta, ale nie będziecie musiały go czytać.
Fajnie, ono miało być takie przyjemne.
Tak, George chciał ją zgwałcić.
Nie dała się, ale to inna historia.
Hah.
Nie chciałam tego jeszcze bardziej przesładzać, bo to nie mój styl. Truno mi się pisze takie rzeczy, choć przyjemnie.
Z wzajemnością
Okej